Piekarze straszą podwyżkami cen chleba. Niektórzy nawet o 30- 40%. Twierdzą, że jeśli tego nie zrobią grozi im plajta. Głównym powodem jest wzrost cen mąki, który z kolei jest konsekwencją rosnących z dnia na dzień cen zbóż.
Podaż ziarna jest mniejsza niż się spodziewano, a rolnicy liczą na jeszcze większe podwyżki i niechętnie je sprzedają. Wykorzystują to nasi zachodni sąsiedzi (kupują nie tylko ziarno konsumpcyjne ale i paszowe- między innymi na biopaliwa) i stale podnoszą oferty zakupu. Polskie zboże kupiliby też chętnie Francuzi, Hiszpanie i Węgrzy, bo w Europie (a także w USA) zbiory są w tym roku dużo mniejsze niż zwykle.
Istnieją obawy, że jeśli teraz będziemy sprzedawać ziarno za granicę – wiosną sami możemy mieć kłopoty i trzeba będzie odkupować nasze zboże za dużo wyższą cenę. Niektórzy ekonomiści twierdzą jednak, że zapowiadane, tak drastyczne podwyżki cen pieczywa nie są uzasadnione, bo koszt mąki to podobno tylko 10 % wszystkich kosztów składających się na produkcję chleba.
Ale pieczywo drożeje już w innych krajach. W Europie drożeją też makarony. Również nasi producenci przewidują podwyżki cen tych wyrobów. A ponieważ rosną także ceny pasz- niebawem więcej zapłacimy za mięso, wędliny czy przetwory mleczne. Czy to tylko strasznie konsumentów, czy ostrzeżenie przed czymś co nieuchronne? Gdzie mogą być granice tych podwyżek? Jak można je zahamować? Jak uspokoić rynek? Czy w czasach handlowej wolności możliwa jest jakaś interwencja państwa (np. podatek eksportowy) blokująca wypływ zboża za granice?