Spierając się z premierem o reformę emerytalną, lider PSL Waldemar Pawlak tak naprawdę toczy wojnę ze swymi partyjnymi towarzyszami, którzy to jego chcieliby wysłać na przyspieszoną emeryturę - podaje Newsweek.pl.
Czy Donaldowi Tuskowi uda się przeprowadzić odważne reformy, które zapowiedział w exposé? Czy rzeczywiście wiek emerytalny kobiet i mężczyzn zostanie zrównany i podwyższony do 67 lat? Te pytania elektryzują dziś opinię publiczną. Ale odpowiedzi na nie uzależnione są od odpowiedzi na inne pytanie: czy koalicja Platformy Obywatelskiej i PSL te zmiany poprze? A raczej, czy ludowcy – znani z niechęci do popierania pomysłów źle przyjmowanych przez opinię publiczną – zagłosują tak samo jak ich koledzy z PO?
18 listopada 2011 roku, Sejm. Waldemar Pawlak i Marek Sawicki przecierają oczy ze zdumienia. Mija połowa exposé premiera Donalda Tuska. Liderzy PSL słyszą właśnie, że premier chce wprowadzić podatek dochodowy dla rolników, powoli ograniczać działalność KRUS, podnieść wiek emerytalny kobiet i mężczyzn. – Dowiedzieliśmy się z exposé o reformach, które sami mieliśmy przeprowadzać w swych resortach – opowiada jeden z najbardziej wpływowych polityków PSL.
Ludowcy początkowo podchodzili do szumnych zapowiedzi premiera z dystansem. Przez cztery lata małżeństwa z Platformą przyzwyczaili się, że premier składa wiele zapowiedzi pod publiczkę, dla medialnego efektu i sondaży. Nauczyło to ich odróżniania marketingu politycznego od realnych działań. A jeśli chodzi o realne działania, to bardzo sprawnie chronili interesy swoje i swego elektoratu przez całą minioną kadencję.
Pawlak kpi z emerytów
Tarcia koalicyjne zaczęły się wtedy, gdy wyszło na jaw, że tym razem premier chce rządzić na poważnie. Najpierw Pawlak beztrosko oświadczył, że nie ma sensu liczyć na państwowe emerytury, co jest przełomową tezą jak na gospodarczego wicepremiera. Potem PSL odcięło się od lansowanego przez Tuska projektu podniesienia wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn do 67. roku życia. Następnie Pawlak na łamach „Rzeczpospolitej” oznajmił, że w przyszłości konieczne może się okazać przekazanie całej składki emerytalnej do ZUS, co oznaczałoby likwidację Otwartych Funduszy Emerytalnych. Według niego najlepszy byłby system kanadyjski, w którym państwo pobiera niższe składki i gwarantuje minimalne świadczenia. Wicepremier protestuje też przeciwko likwidacji sądów w mniejszych miejscowościach, wprowadzeniu podatku dochodowego dla rolników i krytykuje zgłoszoną przez Tuska propozycję podniesienia składki ZUS dla samozatrudnionych. Czy będzie ciąg dalszy tego festiwalu? Pawlak zachowuje się tak, jakby prowokował premiera do ostrzejszej reakcji. On i jego partyjni koledzy przypominają trochę dzieci, które bawią się w to, kto dłużej wytrzyma na torach przed nadjeżdżającym pociągiem. Wyraźnie kuszą los, choć za rogiem czekają już inni potencjalni koalicjanci – Palikot i SLD.
Jednak Donald Tusk po początkowym zdziwieniu puszcza słowa Pawlaka mimo uszu. A nawet zapewnia, że koalicja jest wyjątkowo zespolona, a on i Pawlak mówią jednym głosem.
Ludowcy chcą więcej
Odpowiedzi na pytania o losy reform są wciąż otwarte. Natomiast na pytanie o trwałość koalicji jest znacznie łatwiej odpowiedzieć. Po pierwsze, trzeba pamiętać, ile profitów czerpie dziś PSL z tego, że tworzy wspólny rząd z Platformą. Wszystkie agencje rolne to dziś udzielne księstwo PSL, choć jeszcze w poprzedniej kadencji Platforma starała się patrzeć ludowcom na ręce. PSL ma wciąż w rządzie trzech ministrów – poza Pawlakiem i Sawickim do gabinetu Tuska wszedł na stanowisko ministra pracy Władysław Kosiniak-Kamysz, młody lekarz, protegowany lidera PSL. Stronnictwo zachowało także wpływy w mediach publicznych, zwłaszcza w TVP Info, które zwane jest złośliwie PSL24, ze względu na częstotliwość, z jaką ludowcy pojawiają się na antenie. W dodatku po wyborach samorządowych w 2010 r. Platforma wspólnie z PSL rządzą we wszystkich sejmikach wojewódzkich.
Ludowcy mają swoich ludzi w dyplomacji, państwowych spółkach i wszystkich istotnych instytucjach publicznych. Rozbicie koalicji rządowej oznaczałoby kryzys we współpracy w samorządzie i czystkę wśród protegowanych PSL, którzy znaleźli się na państwowym wikcie. Tego czerpiący pełnymi garściami frukta władzy ludowcy Pawlakowi by nie wybaczyli. Oni nie chcą końca koalicji. Oni chcą znaczyć więcej i mieć więcej władzy oraz stanowisk.
W PSL słychać, że stabilności koalicji, a zatem także reformom, mogą zagrozić konflikty wewnątrz partii. A przede wszystkim jeden konflikt – między Waldemarem Pawlakiem a Markiem Sawickim.
W tej cichej wojnie wszelkie pozory chłopskiej dyplomacji są zachowane. Pawlak i Sawicki nie atakują się publicznie, starannie przestrzegają granic wyznaczonych stref wpływów, a w razie konfliktów starają się zawierać ciche porozumienia. Ale na jesieni mogą otwarcie stanąć przeciwko sobie w pojedynku o szefostwo w PSL.
Pawlak pręży dziś muskuły głównie dlatego, żeby zapanować nad partią. Problemy wewnątrz PSL zaczęły się w kampanii wyborczej. W minionej kadencji ludowcom nie udało się załatwić tylko jednej sprawy – zgody Ministerstwa Finansów na umorzenie odsetek od długu PSL wobec skarbu państwa i rozłożenia reszty spłaty na 10 lat. Długi to efekt błędów finansowych, które PSL popełniło w czasie kampanii wyborczej w 2001 roku. W tej chwili ludowcy mają ponad 20 mln zł długu wobec państwa, z czego połowa to odsetki. Ponieważ minister Jacek Rostowski nie zgodził się na umorzenie odsetek, PSL znalazło się w trudnej sytuacji finansowej w końcówce kampanii. Ludowcom zabrakło pieniędzy, co – jak wierzą – pogorszyło ich wynik w wyborach.
Sawicki tuż przed wyborami zapowiadał w rozmowie z „Newsweekiem”, że PSL zdobędzie co najmniej 12 proc. głosów. Skończyło się na 8,36 proc., czyli wynik był gorszy niż cztery lata wcześniej (8,91 proc.). W wieczór wyborczy Sawicki nie krył wściekłości.
Marek Sawicki to twardziel. W 2007 roku wchodził do rządu jako polityk osłabiony. Przez wspomniane błędy w zarządzaniu majątkiem PSL popełnione przez ludzi z frakcji Sawickiego on sam stracił na znaczeniu w Stronnictwie. W 2004 roku bez powodzenia kandydował do Parlamentu Europejskiego. Czas na politycznym marginesie wykorzystał na przygotowanie doktoratu z uprawy ziemniaka.
W 2007 roku Sawicki dostał posadę ministra rolnictwa w rządzie Platformy i PSL dzięki Pawlakowi, z którym konkuruje od lat. Pawlak zostawił sobie jednak bezpiecznik – premier mu obiecał, że wyrzuci Sawickiego na jego żądanie w dowolnej chwili. Tyle że cztery lata ministrowania Sawicki wykorzystał na wzmocnienie swojej pozycji na wsi i w PSL. Jeździł po Polsce, rozdawał posady, dbał o swoich ludzi. Dziś jest na tyle silny, że Pawlak nie mógłby poprosić Tuska o jego dymisję. Jest – spekuluje się w Stronnictwie – może nawet dość silny, by wygrać z Pawlakiem w jesiennych wyborach na szefa PSL.
Sieć interesów Platformy i PSL
Wewnątrz PSL Sawicki dystansował się od zbyt uległej – w jego przekonaniu – polityki szefa Stronnictwa wobec PO. Krytykował także kampanię wyborczą PSL, oskarżając Pawlaka o gafy, które – jak wierzy – przyczyniły się do obniżenia wyniku. Spodziewał się, że w nowym rozdaniu koalicyjnym PSL zostanie osłabione przez Tuska.
Krytykując Pawlaka za zbytnią uległość wobec Platformy, Sawicki nigdy nie był orędownikiem koalicji z PiS. Wręcz przeciwnie. Za największą wpadkę wyborczą Pawlaka uznał słowa, że wybory wygra koalicjant PSL. Była to sugestia, że ludowcy są gotowi rządzić z każdym zwycięzcą wyborów, a więc także z PiS. – To był błąd. Część naszych wyborców nie cierpi PiS, zwłaszcza po tym, jak atakowało nas w kampanii. Pawlak pozbawił nas paru punktów – wścieka się przedstawiciel frakcji Sawickiego.
Na korzyść Pawlaka przemawia to, że choć w tej kadencji PSL jest w Sejmie słabsze, to paradoksalnie Tusk dał ludowcom więcej konfitur. Gęsta sieć interesów łączy dziś Platformę i PSL silniej niż jakąkolwiek wcześniejszą koalicję. Dlatego Pawlak – choć stymulowany wyścigiem z Sawickim coraz głośniej kwestionuje pomysły Tuska – na pewno nie przekroczy granicy koalicyjnej lojalności.
Na zerwaniu koalicji mu nie zależy. Nie ma w tym żadnego interesu, przynajmniej na razie. Koniec współpracy Platformy z PSL w najbliższych miesiącach oznaczałby, że Pawlak błyskawicznie spada do politycznej drugiej ligi – przestaje być wicepremierem i ministrem gospodarki, a w konsekwencji traci także fotel szefa PSL na rzecz Sawickiego albo innego rywala – Janusza Piechocińskiego. Choć Piechociński jest zawodnikiem lżejszej wagi niż Sawicki, to i jego Pawlak się obawia. Mimo że Platforma była skłonna powierzyć Piechocińskiemu stanowisko ministra transportu, szef ludowców nie chciał o tym słyszeć.
Pawlak będzie się starał przed kongresem PSL uzyskać od Tuska ustępstwa, które pozwolą mu spacyfikować niezadowolonych. Jest politykiem zachowawczym, ale bardzo doświadczonym – jeśli wystąpił z listą postulatów podważających plany Tuska, to jest przekonany, że ma szansę coś ugrać. Ustępstwa PO w kwestiach emerytalnych byłyby widowiskowym orężem w walce Pawlaka o kontrolę nad własną partią. Wbrew oficjalnej twardości Tuska w Platformie coraz częściej słychać głosy, że trzeba będzie pójść na kompromisy w sprawie wieku emerytalnego kobiet.
Nawet jeśli Tusk zdecyduje się ominąć Pawlakowy opór i przyjmie rozwiązania ograniczające przywileje socjalne głosami lewicowej opozycji – Ruchu Palikota czy SLD – nie oznaczać to będzie końca koalicji Platformy z PSL. Takie groźby, sączone choćby przez ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina, to raczej forma nacisku na PSL. Gowin mówi za siebie i podobnych mu platformianych konserwatystów, którym nie uśmiecha się współpraca z lewicą. Za poparcie ustaw, od których odwrócili się ludowcy, Palikot czy Miller mogą wystawić Platformie rachunek, w którym zapiszą zmiany w kwestiach światopoglądowych, takich jak dostęp do miękkich narkotyków, in vitro czy związki partnerskie.
Donald rozumie Waldemara
Z tego też względu premierowi wcale nie uśmiecha się wymiana koalicjanta. Może Pawlak to nie najwygodniejszy dla Tuska kompan, ale w obecnym Sejmie trudno znaleźć lepszego. Współpraca z Kaczyńskim jest niemożliwa nawet w teorii, Miller to szczwany lis z partią zahartowaną w politycznych gierkach, zaś Palikot wie o układach w PO więcej niż większość polityków tej partii, a to dyskwalifikuje go jako koalicjanta. Na tym tle kostyczny Pawlak – ze wszystkimi swoimi wadami – to wspólnik obliczalny, nawet jeśli czasami podważa politykę własnego rządu.
Pawlak nie ma ambicji wychodzenia przed szereg, budowania pozycji w mediach kosztem premiera. Nie sączy przecieków, dotrzymuje obietnic, a nawet jeśli walczy z niektórymi ministrami Platformy – głównie z Jackiem Rostowskim – to nigdy publicznie nie atakuje wprost samego premiera. To wszystko jest ważne dla Tuska, który zdaje sobie sprawę, że wymiana koalicjanta może wywołać trudne do przewidzenia turbulencje w rządzie i Platformie. – Donald nie bagatelizuje zastrzeżeń do reformy emerytalnej, które zgłasza Pawlak. Rozumie jego sytuację i nie zależy mu na zaostrzaniu sporu – przekonuje nas bliski współpracownik premiera. Ale zapewnia: – W finale Tusk i Pawlak dogadają się w sprawie reformy.
Charakterystyczne jest to, jak Tusk zareagował na słowa Pawlaka o braku wiary w państwowe emerytury. Jeszcze w środę premier odgrażał się, że zwróci Pawlakowi uwagę, bo „nie ma żadnego powodu i żadnego sensu”, by podważać zaufanie do państwowego systemu emerytalnego. Ale już następnego dnia na wspólnej z Pawlakiem konferencji prasowej zwalił wszystko na media, które zdanie wicepremiera miały wyrwać z kontekstu. I to mimo że wypowiedź Pawlaka dla biznesowego kanału TVN była wielokrotnie powtarzana i nie było w tym żadnej manipulacji.
Trudno się dziwić. Tuskowi najzręczniej jest dziś udawać, że Pawlak nie bardzo wie, co mówi, poklepać go po ramieniu i ulotnić się ze wspólnej konferencji. Żeby lider PSL znów czegoś nie chlapnął.
7822457
1