Minister rolnictwa Wojciech Olejniczak opowiedział się we wtorek za dużą ostrożnością w dopuszczaniu na rynek Unii Europejskiej nasion roślin uprawnych zmodyfikowanych genetycznie (GMOs - od ang. organizmy zmodyfikowane genetycznie).
"Generalnie nie jestem przeciw postępowi, ale w tym wypadku zalecałbym dużą ostrożność wszystkim, którzy o tym decydują, bo tak naprawdę współdecydują o przyszłości funkcjonowania żywności. Na tym etapie potrzeba więcej wiedzy" - powiedział w telefonicznej rozmowie z brukselskimi korespondentami polskich mediów z Noordwijk w Holandii. Wojciech Olejniczak uczestniczył tam w nieformalnej naradzie ministrów rolnictwa Unii Europejskiej.
W środę Komisja Europejska ma zaproponować, aby można było sprzedawać - jako wolne od mutantów - partie nasion rzepaku i kukurydzy zawierające do 0,3 proc. nasion zmodyfikowanych genetycznie. Zamierza też wpisać do wspólnego katalogu nasion UE pierwsze mutanty - 17 odmian zmodyfikowanej genetycznie kukurydzy, lansowanych przez amerykański koncern spożywczy Monsanto.
Oznacza to możliwość ich swobodnej sprzedaży na rynku unijnym, chociaż poszczególne państwa mają prawo zakazać jej u siebie, powołując się na klauzulę ochronną. Olejniczak przyznał, że obecnie w wielu regionach Polski - zwłaszcza tam, gdzie gospodarstwa rolne są bardzo rozdrobnione - nie da się ochronić upraw tradycyjnych przed wymieszaniem z uprawianymi obok mutantami.
"Nie wyobrażam sobie, żeby w Polsce, na małych działkach w Małopolsce czy gdzie indziej, można było zachować pełną koegzystencję. To byłoby dzisiaj niemożliwe" - uznał minister. "Musi być sto procent pewności, że może być koegzystencja. W niektórych roślinach nie ma możliwości wymieszania, ale dla większości jest" - podkreślił.
Według międzynarodowej organizacji obrońców środowiska Friends of Earth, spośród 25 państw członkowskich UE tylko Dania wprowadziła u siebie system pozwalający mieć nadzieję na skuteczna ochronę. Prócz Danii tylko Niemcy mają w ogóle podstawy prawne takiej ochrony.
Friends of Earth i - mający podobne cele - Greenpeace ostrzegają, że podniesienie progu dopuszczalnej zawartości mutantów w nasionach rzepaku i kukurydzy do 0,3 proc. postawi w trudnej sytuacji rolników. "Wielu unijnych przetwórców chce mieć pewność, że nabywają wolne od mutantów surowce, aby nie przekroczyć progu ich zawartości w wytwarzanych przez siebie produktach, wynoszącego 0,9 proc."
Chodzi o to, że zgodnie z unijnym prawem, producenci mają obowiązek informować konsumentów na etykietach o zawartości mutantów przekraczającej 0,9 proc. Tylko towary o niższej zawartości GMOs mogą być sprzedawane bez takiej informacji - jako genetycznie czyste. Producenci domagają się od rolników gwarancji, że oferują im idealnie czysty surowiec, aby nie przekroczyć w produkcie końcowym owych 0,9 proc.
Jeśli Komisja dopuści informowanie o skażeniu nasion dopiero od 0,3 proc., rolnicy będą żyli w niepewności, czy nie wprowadzają producentów w błąd i nie narażają się na odpowiedzialność w razie odkrycia, że oferowali skażony surowiec - ostrzegła w rozmowie z PAP Katherine Mill z Greenpeace.
Sytuację komplikuje fakt, że brakuje niezawodnych metod badania niskiej zawartości mutantów. Ponadto wszelkie badania są bardzo drogie i mogą sobie na nie pozwolić władze sanitarne bardzo bogatych krajów oraz wielkie koncerny spożywcze.
Te ostatnie - z Monsanto na czele - zapewniają, że naukowcom nie udało się dotychczas dowieść szkodliwości GMOs. Ale też nie dowiedli oni ponad wszelką wątpliwość, że negatywne skutki dla ludzi i środowiska nie dadzą o sobie znać w przyszłości - ripostują obrońcy środowiska.