Wczoraj był ostatni dzień sezonu zbierania ślimaków winniczków. Kto stracił, a kto zarobił na warmińsko-mazurskich ślimakach?
Wojewódzki konserwator przyrody wydał zgodę na skupienie w tym roku w naszym regionie 150 ton ślimaków winniczków. - Tę ilość określiliśmy na podstawie badań populacji winniczków, które od kilku lat prowadzą naukowcy z olsztyńskiego uniwersytetu. Większa zbiórka mogłaby zagrozić gatunkowi - mówi Maja Jakubiuk z Biura Wojewódzkiego Konserwatora Przyrody.
Winniczki zbiera się od końca kwietnia do końca maja. Pozwolenie na ich skup dostało 66 firm z całego regionu. Każda zapłaciła za nie 75 zł, mogła skupić niewiele ponad 2 tony ślimaków.
W skupie za kilogram ślimaków płacono złotówkę. Dwunastoletni Adrian spod Giżycka w kwietniu zaplanował sobie, że będzie chodził na ślimaki codziennie, bo zbiera na nowy telefon. - Ale nie wypaliło, zarobiłem tylko 15 zł - mówi chłopak. - Raz przemoczyłem sobie nogi i mama się denerwowała, bo więcej wydała na leki od kataru i kaszlu.
W tym roku trudno było zarobić na ślimakach. - Pod koniec kwietnia i na początku maja była susza i ślimaki zakopały się w ziemi, a potem, gdy zaczęły padać deszcze i był dobry czas na ich zbieranie, trawa była już tak wysoka, że trudno było je znaleźć - mówi Jerzy Czaplicki, który skupuje ślimaki w Ornecie. Alicja Ottomańska z Giżycka dodaje, że z tego powodu w tym roku rekordzista przyniósł do jej skupu zaledwie 20 kg mięczaków. - A tamtym roku rekordziści zbierali po 200 kg - mówi.
Przedsiębiorcy, którzy skupowali winniczki odsprzedawali je (za ok. 2 zł za kilogram) przetwórcom - głównie firmie Warmex z Wielbarka. Tam przetwarzaniem ślimaków tj. wyjmowaniem zabitych we wrzątku mięczaków ze skorupek i wycinaniem im żołądków, zajmowało się ponad sto pań. - Kobiety z okolicy czekały na tę pracę od zimy, już w styczniu zapisywały się na nasze listy chętnych do zatrudnienia - mówi Tomasz Perczak, szef Warmeksu. Kobiety w Warmeksie pracują na akord, średnio dziennie zarabiają ok. 50 zł.
Lekko obgotowane ślimacze tuszki Warmex eksportuje do Francji. Za kilogram dostaje cztery-pięć euro. - We francuskich przetwórniach mięso poddawane jest dalszej obróbce i trafia na stoły we Francji, Japonii i Rosji - mówi Preczak. - Ale że na etykietkach konserw z winniczkami nie ma informacji o tym, skąd pochodzą te mięczaki, ludzie, którzy je jedzą, sądzą, że to francuskie ślimaki. Tymczasem we Francji nie ma winniczków, bo wyginęły przez zanieczyszczenie środowiska.
Za ważącą najczęściej kilkadziesiąt gramów puszkę ze ślimaczym mięsem konsumenci we Francji płacą nawet po kilkanaście euro. - Nie da się dokładnie przeliczyć skali wzrastania ceny ślimaków od skupu na mazurskiej wsi do półki we francuskim markecie, ale myślę, że wartość ślimaków może wzrastać nawet o tysiąc procent - mówi Perczak.