Do trudnej sytuacji ostatnich dni na wsi dochodzą jeszcze bieżące kłopoty. Ubezpieczenie od klęski suszy w najbardziej zagrożonych tym kataklizmem rejonach kraju wciąż bardzo trudne. Polisy owszem kupić można, ale bez szans na dopłatę z budżetu państwa. Teraz podobnie jest z uprawami sadowniczymi. A czas przymrozków tzw. zimna Zośka dopiero przed nami.
Zakłady ubezpieczeniowe bezradnie rozkładają ręce ryzyko jest zbyt duże, a dopłata państwa za mała. W efekcie podnoszą stawki polis ponad limit do poziomu którego dopłaca państwo. Mówiąc inaczej polisy kupić można, ale są one bardzo drogie i państwo nie refunduje połowy jej wartości. Tak jest między innymi z gradobiciem. Ale nie tylko.
Konrad Rojewski – Polska Izba Ubezpieczeń: największym problemem zwłaszcza dla sadowników jest ubezpieczenie od przymrozków wiosennych. To ryzyko jest bardzo niebezpieczne dla roślin sadowniczych, gdzie ubezpieczyciele wypłacają rok w rok kilkakrotnie większe odszkodowania niż zbierają składki.
Podobnie jest z możliwością ubezpieczenia od klęski suszy. W sporej części kraju, a zwłaszcza w regionach, gdzie jej wystąpienie jest bardzo prawdopodobne zakłady ubezpieczeniowe nie sprzedają polis z dopłatą państwa. Nad zmianami przepisów, które zagwarantują firmom ubezpieczeniowym większe bezpieczeństwo finansowe prace są prowadzone od dawna. Ale jak na razie bez efektu.
Od tego roku wykupienie ubezpieczenia połowy upraw jest obowiązkowe. Tymczasem szacuje się, że polisy wykupiło zaledwie 10% rolników, którzy ubezpieczyli 25% powierzchni upraw rolnych w kraju. Są to głównie duże gospodarstwa.
Robert Jakubiec – KRIR: jeżeli teraz jest koszt produkcji hektara pszenicy, rzepaku czy innej uprawy jest poniżej kosztów opłacalności, czyli przynosi to stratę to rolnik, żeby ciąć koszty nie ubezpiecza tego.
W tym roku na dopłaty do ubezpieczeń rolniczych rząd przeznaczył 300 milionów złotych. To dwukrotnie więcej niż rok temu.