Europa poniosłaby poważną porażkę, gdyby drugi już szczyt poświęcony Traktatowi Konstytucyjnemu dla Unii Europejskiej zakończył się fiaskiem - ocenił Włodzimierz Cimoszewicz.
W porannych "Sygnałach Dnia" Polskiego Radia minister spraw zagranicznych powiedział, że rozumieli to wszyscy odpowiedzialni politycy, którzy wierzą w ideę współpracy europejskiej. W jego opinii, polska delegacja nie mogła więcej osiągnąć. "Podejmowaliśmy do samego końca próby uwzględnienia polskich postulatów jeszcze w większym stopniu niż pierwotnie się na to zanosiło" - oświadczył. Według niego, 25 państw musiało się jednak porozumieć, gdyż "trzeba szukać kompromisu, jeśli chcemy doprowadzić do pozytywnego rezultatu, czyli porozumienia".
Jego zdaniem, pierwsze krytyczne komentarze tych osiągnięć dyktowane są emocjami i grą polityczną. Wyjaśnił, że z sześciu polskich postulatów trzy zostały spełnione w stu procentach, dwa w bardzo dużym, satysfakcjonującym stopniu i tylko jeden, o korzeniach chrześcijańskich, nie został zrealizowany.
"Sądzę, że wczorajsze słowa papieża dziękującego Polsce - i przecież polskiemu rządowi, bo to rząd negocjował - wyjaśniają wiele" - powiedział minister.
"Do ostatniej sekundy maratonu negocjacyjnego opowiadaliśmy się za tym, aby tekst preambuły odzwierciedlił historyczną prawdę o Europie i nie rozumiemy oponentów tego postulatu, tym niemniej trzeba było przyjąć do wiadomości jaka jest rzeczywistość" - dodał.
Odnosząc się do referendów ratyfikacyjnych w poszczególnych krajach w sprawie Traktatu Konstytucyjnego wyjaśnił, że gdyby nie doszło do ratyfikacji w jednym, czy w pojedynczych krajach, to Rada Europejska, czyli zgromadzenie państw, ma zastanowić się co dalej. W radiowej "Trójce" wyraził przekonanie, że referenfum w sprawie konstytucji powinno odbyć się w Polsce razem z wyborami prezydenckimi, czyli w 2005 r.
Według niego, z punktu widzenia prawa międzynarodowego "sytuacja będzie jednoznaczna". "Brak ratyfikacji przez którekolwiek z tych 25 państw oznacza, że nie będzie Traktatu Konstytucyjnego i pozostaniemy przy dotychczasowym stanie prawnym"- powiedział. Według Cimoszewicza, byłaby to porażka całej wspólnoty europejskiej.
"Teraz niech emocje opadną, a za kilka tygodni czy miesięcy trzeba będzie rozwinąć poważną, pogłębioną dyskusję na ten temat" - dodał.
Na uwagę dziennikarza, że emocje wzrosną, ponieważ w Sejmie premier Marek Belka i sam minister usłyszą od opozycji słowa: "hańba, zdrada, Targowica", Cimoszewicz odparł, że "kibice przed telewizorem zawsze grają lepiej od zawodników na boisku".
Przyjęty w piątek Traktat Konstytucyjny dla Unii Europejskiej jest pierwszą w historii UE tak wszechstronną próbą zagwarantowania zasadniczych praw i swobód wszystkim obywatelom Unii, uproszczenia i uporządkowania jej podstaw prawnych, usprawnienia i demokratyzacji jej instytucji.
Nowy traktat nada też Unii osobowość prawną, jeśli wejdzie w życie, czego można oczekiwać najwcześniej w 2006, a zapewne dopiero w 2007 roku. W co najmniej jednej trzeciej państw członkowskich odbędą się w tej sprawie referenda. Odmowa ratyfikacji uniemożliwi wejście konstytucji w życie.
Zgodnie z Traktatem, podejmowanie decyzji w Radzie UE odbywać się będzie podwójną większością państw i obywateli, zdefiniowaną jako co najmniej 55 proc. państw (nie mniej niż 15) reprezentujących co najmniej 65 proc. liczby ludności.
Do zablokowania decyzji potrzeba więc będzie ponad 45 proc. państw lub 35 proc. ludności zamieszkującej co najmniej cztery państwa. Polska wywalczyła "hamulec bezpieczeństwa", umożliwiający odwlekanie decyzji przez "rozsądny czas" przez państwa zamieszkałe przez co najmniej 26,25 proc. unijnej ludności.
Nie udało się wpisać do preambuły Traktatu odwołania do Boga lub do chrześcijaństwa (jest wzmianka o "dziedzictwie religijnym" Europy).