Ośrodek zdrowia w Działoszynie w gminie Bogatynia jest nowoczesny i dobrze wyposażony. Są tam nie tylko porządne gabinety, ale także służbowe mieszkanie dla lekarza. Niestety, stoi puste, bo nikt z medyków nie chce pracować na wsi. Gmina szuka chętnego od roku
Pacjenci z bogatyńskich wsi mogą liczyć na poradę lekarza tylko dwa razy w tygodniu (© Paweł Relikowski)
Masz zdjęcie do tego tematu? Wyślij »
Dodając zdjęcie oświadczam, że mam prawo do dysponowania nim, zgadzam się na przetwarzanie danych w celu jego publikacji, oraz na nieodpłatne wykorzystanie zdjęć w serwisie naszemiasto.pl oraz innych serwisach i gazetach Grupy Polskapresse. Proszę o podpisanie autora zdjęcia w sposób podany w formularzu
Najbardziej cierpią na tym pacjenci. Mogą liczyć na poradę przyjezdnego lekarza tylko dwa razy w tygodniu przez dwie i pół godziny. - To praktycznie tak, jakby go wcale nie było - twierdzi Tomasz Froński, sołtys Porajowa. - Ta sytuacja jest bardzo uciążliwa. Zwłaszcza dla osób starszych, które potrzebują poczucia bezpieczeństwa. Obecność lekarza tylko przez kilka godzin w tygodniu nie sprzyja temu - tłumaczy Tomasz Froński.
Podobne opinie można usłyszeć w Działoszynie. - Lekarz powinien być tu codziennie. Niektórzy jeżdżą do Bogatyni, ale przecież nie każdy ma zdrowie, by tam dojechać
Gmina Bogatynia wybudowała w tej miejscowości ośrodek dla mieszkańców z kilku wsi. Oprócz działoszynian przyjeżdżają tu pacjenci z: Krzewiny, Posady, Bratkowa, Lutogniewic, Wyszkowa, Wolanowa, a także z leżącej na terenie sąsiedniej gminy wiejskiej Zgorzelec Kostrzyny. W przychodni w Po-rajowie przyjmują pacjentów również z Sieniawki i Kopaczowa.
Krzysztof Rozenbajger z Samodzielnego Publicznego Zespołu Opieki Zdrowotnej w Bogatyni, do którego należą wiejskie ośrodki zdrowia, twierdzi, że tak ograniczony dostęp do lekarza pierwszego kontaktu to sytuacja przejściowa. - Jeden z naszych lekarzy jest na trzymiesięcznym urlopie. W tym czasie ma zdecydować wraz z żoną, czy przeprowadzi się na stałe do Bogatyni - tłumaczy. - Brak lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej to problem ogólnopolski - twierdzi.
Wielu z nich woli pracować w Anglii lub Irlandii. A jeśli zostają w Polsce, to wybierają większe ośrodki. - Ogłaszamy nabory, ale nikt się nie zgłasza - dodaje Krzysztof Rozenbajger.
Arkadiusz Kawka, zastępca dyrektora szpitala w Zgorzelcu, potwierdza, że jest problem z lekarzami rodzinnymi. - Jednak jakoś sobie radzimy, bo lekarze zatrudnieni w szpitalu dodatkowo pracują w przychodniach. Nie mamy stałego lekarza tylko w Ruszowie - mówi.
Joanna Mierzwińska z dolnośląskiego oddziału NFZ jest zdziwiona kłopotami Bogatyni z lekarzami wiejskimi. - Nie mamy podobnych sygnałów z innych gmin - mówi. - Wszystko zależy od warunków, jakie proponuje się lekarzowi - dodaje Mierzwińska.
Andrzej Żywicki, kierownik gminnej przychodni w Jeżowie Sudeckim mówi, że liczy się miejsce pracy oraz pensja. - Może wioski koło Bogatyni to dla niektórych już koniec świata? - zastanawia się.
Swego czasu on także miał problemy ze znalezieniem lekarzy, bo odeszli do prywatnych ośrodków, gdzie dostali większą pensję. Lekarz pierwszego kontaktu może w gminnej przychodni zarobić ok. 3700 zł brutto. Ta pensja i mieszkanie skusić mogą młodego medyka, ale ten z kolei nie ma specjalizacji.
8163141
1