Środowy "New York Times" ostrzega Polskę przed Andrzejem Lepperem, podając go jako przykład narastającej fali popularności "nowych demagogów" w Europie Środkowej.
Jak pisze dziennik w artykule redakcyjnym, politycy ci wykorzystują niezadowolenie społeczeństw w krajach postkomunistycznych z utraty osłony socjalnej i rozczarowanie brakiem natychmiastowych korzyści oczekiwanych w związku z rychłym wejściem do Unii Europejskiej.
Leppera platforma nacjonalizmu i zwiększonej kontroli państwa nad gospodarką byłaby katastrofalna dla Polski – pisze "New York Times" i dodaje: Łatwo jednak zrozumieć, dlaczego jego diatryby przeciwko Unii Europejskiej są tak skuteczne. Przez kilkanaście lat przyłączenie się do UE przedstawiano wschodnim Europejczykom jako ostateczną nagrodę za reformy. Okazuje się, że ta nagroda będzie wydzielana skąpo i na raty.
Gazeta krytykuje Unię za utrzymywanie "haniebnych subsydiów rolniczych, które pozwalają farmerom w krajach takich jak Francja na uzyskiwanie profitów, chociaż sprzedają oni swoje produkty po zaniżonych cenach". Mimo to UE nie zamierza w pełni dzielić się dobrobytem z krajami do niej wstępującymi, których gospodarstwa rolne są niszczone przez tani import – czytamy w artykule.
Oprócz lidera Samoobrony jako przykład populistycznego demagoga "New York Times" wymienia byłego premiera Słowacji, Vladimira Mecziara, który wygrał pierwszą turę wyborów prezydenckich w tym kraju. Wspomina też jego rywala w sobotniej drugiej turze Ivana Gaszparovicza, który - jak pisze - "byłby jeszcze bardziej katastrofalną ewentualnością".
Dziennik przypomina, że podobni politycy-demogodzy działają w Europie Zachodniej, wykorzystując tam głównie nastroje antyimigracyjne. Politycy ci - jak pisze nowojorska gazeta - "generalnie stonowali swoją zażartą retorykę, kiedy odnieśli sukcesy", co "stwarza możliwość, że to samo stanie się z Lepperem i Mecziarem, którzy złagodzili już swe antyeuropejskie stanowisko". "New York Times" ostrzega jednak, że "niebezpieczna różnica polega na tym, iż w krajach środkowoeuropejskich wciąż brak silnych instytucji, które mogłyby zmusić polityków o autorytarnych tendencjach do działania jak demokraci".