Czteroosobowa polska rodzina produkuje tonę śmieci rocznie. Chętnych, aby na tym zarobić, nie brakuje, ale nikt się nie kwapi, by za utylizację płacić.
Eko-Region z Bełchatowa powstał w 2000 r. Spółkę założyło 11 powiatów oraz Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska w Łodzi. Do dziś grono udziałowców powiększyło się o pięć gmin.
— Mimo tak znakomitych założycieli przez prawie półtora roku nie zarobiliśmy ani złotówki. Za gospodarkę odpadami odpowiadały gminy, a nie powiaty, które powołały firmę. Nie było zamówień dających stabilną pozycję Eko-Regionowi — mówi Andrzej Kaczmarek, prezes spółki.
Na obszarze działania firmy konkurowało kilkadziesiąt przedsiębiorstw gminnych, miejskich i prywatnych, z kapitałem polskim i z zagranicznym.
— W kilku gminach przejęliśmy wywóz odpadów. Powoli zdobywaliśmy rynek. Były pomysły budowania spalarni, ale ani wtedy, ani dziś nie jest to uzasadnione ekonomicznie. Moim zadaniem było sprowadzenie tych pomysłów na ziemię — przyznaje prezes.
Mali i średni — tak
W ciągu kilku lat Eko-Region stał się silną firmą.
— W 2004 r. mieliśmy 12 milionów złotych przychodu. Rok później 15 milionów, a w obecnym planujemy wzrost o kolejne trzy miliony — wylicza Andrzej Kaczmarek.
Przedsiębiorstwo obsługuje pół miliona odbiorców w 50 gminach na obszarze kilku sąsiadujących województw.
— Działamy w promieniu około 100 kilometrów. Nie pchamy się do wielkich miast, gdzie konkurencja drapieżnie walczy ze sobą. Ale, owszem, obserwuję tę walkę. Zawszę znajdę czas, żeby spojrzeć w roczne sprawozdania spółek. Jeśli mają wynik finansowy bliski zera, to zakładam, że podwyższą cenę za wywózkę, a to oznacza, że możemy spróbować wejść na ten rynek z tańszą ofertą — wyjaśnia Andrzej Kaczmarek.
Ostatnio spółka zdobyła kilka sporych rynków, między innymi w Pabianicach i Skierniewicach. Przejmuje niektóre gminne zakłady gospodarki komunalnej. Przedsiębiorstwo angażuje się także w tworzenie spółek córek, tak jak w Kleszczowie.
Fabrykanci śmieci
Spółka gromadzi odpady na kilku składowiskach. Podjęła się zbiórki selektywnej, co pozwala odzyskać sporą część surowców.
— Łatwiej je segregować. Zgodnie z zaleceniem Unii Europejskiej, mamy jeden pojemnik do zbiórki selektywnej na około 200 mieszkańców. Im dłużej te pojemniki stoją w danym miejscu, tym lepsze rezultaty osiągamy. Ludzie muszą się z nimi oswoić — uważa Andrzej Kaczmarek.
A produkcja śmieci wzrasta. Na statystycznego Polaka przypada około 250 kg rocznie, ale to i tak niewiele, bo w krajach zachodnich — prawie 600 kg.
— Politykę gospodarowania odpadami powinno się określać w dużo szerszej skali, a nie na poziomie małego przedsiębiorstwa, którego nie stać na kosztowne inwestycje, jak choćby spalarnia odpadów. Dopóki jednak można kilkakrotnie taniej składować na wysypiskach, taka droga inwestycja nie ma sensu. Tak czy inaczej, kiedyś musi zagościć u nas nowoczesna technika utylizacji śmieci, a wtedy zapłaci za nią ten, kto je produkuje — podkreśla prezes.
Trzeba się narobić
Przedsiębiorstwo mimo krótkiej historii otrzymało sporo wyróżnień. Wśród nich naszą Gazelę Biznesu. Na targach ekologicznych Pol-Eko w Poznaniu przyznano im w kolejnych latach trzy puchary recyklingu, jako jedynej w Polsce firmie tego typu.
— Mam satysfakcję, że się rozwijamy i idziemy do przodu — mówi Andrzej Kaczmarek.
Prezes, absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Łódzkiego, przyznaje, że prowadzenie firmy to jego pasja. Ponadto ma niemałe doświadczenie w pracy związanej z recyklingiem. Wcześniej kierował zakładem oczyszczania w Bełchatowie. Był zastępcą prezesa Krajowego Forum Dyrektorów Zakładów Oczyszczania Miast. Obecnie jest sekretarzem rady Polskiej Izby Gospodarowania Odpadami.
— Kieruję spółką jak firmą prywatną, a nie gminną. Dlatego u nas wydajność jest wyższa, bo trzeba pracować, żeby zarobić — mówi Kaczmarek.
Przytacza przykład pracy śmieciarek. Dzierżawią je od niego ludzie na tzw. samozatrudnieniu. Wydajność ich pracy wzrosła trzykrotnie. Innym przykładem jest przejęty gminny zakład oczyszczania, w którym pracownicy mieli średnio po sto kilkadziesiąt dni zwolnienia rocznie.
— Czasem godzin brakuje, żeby to wszystko ogarnąć i zrozumieć, a jest jeszcze wiele do zrobienia — stwierdza prezes.