Zapowiada się ciężki rok w polskim rybołówstwie. Pierwszego stycznia weszły w życie nowe zasady połowów dorszy na Bałtyku. Możliwość wypływania w morze ma w tej chwili 1/3 polskiej floty rybackiej. Pozostali mają otrzymać rekompensaty i możliwość połowów innych gatunków ryb. Ale to nie uchroni wielu jednostek przed bankructwem.
Nowe zasady nie dotyczą tylko małych kutrów rybackich, których długość nie przekracza 8 metrów. Uprawnienia do połowów dorszy w 2009 roku uzyskało niespełna 150 jednostek rybackich.
Zezwolenia połowowe mają obowiązywać do końca 2011 roku. Do tego czasu armatorom będzie można łowić tylko w jednym roku. A to oznacza 2 lata całkowitego postoju.
Witold Iwan, armator: nieciekawie to wygląda, czy idzie na lepiej – trudno powiedzieć, trzeba będzie przemyśleć sytuację, czy zostać czy odejść, ciężko odejść ale równie ciężko trwać.
W bardzo złej sytuacji znaleźli się ci, którzy dorszy łowić nie będą. Mimo obiecanych rekompensat, wielu armatorów coraz częściej mówi o bankructwie.
Jacek Wilczewski, rybak: trudno. Takie jest życie, trzeba będzie coś innego robić. Ja mogę coś innego robić a armatorzy co mają robić. Przecież jak to będzie się tak stało rok, to to złom będzie z tego.
Tym bardziej, że łowienie innych gatunków ryb jest albo niemożliwe albo wręcz nieopłacalne.
Marek Iwańczuk, rybak: będziemy stać, chociaż mamy sprzęt łososiowy, moglibyśmy łapać łososia, to nie możemy, bo nie mamy znowu historii połowów łososi. Więc nie możemy nawet zmienić na to, więc będziemy stać.
Władysław Wojtowicz, rybak: przy takiej cenie paliwa nie bardzo się opłaca łowić flądry, a z doświadczenia z 2008 roku, jak był wysyp flądry, to nie było firm, które chciały kupić.
Ryszard Klimczak, Kołobrzeska Grupa Producentów Ryb: jeśli chcielibyśmy zakupić sprzęt do połowów ryb pelagicznych to jedna siec do łodzi 15 metrowej, to około 20 tysięcy złotych. Oczywiście takich sieci musi być kilka.
Do tego dochodzi też konieczność przekwalifikowania załogi. A to znacznie podnosi koszty.
8285826
1