Kurs polskiej waluty utrzymuje się na poziomie najniższym od dwóch i pół roku. Zyskuje na tym handel w miejscowościach przy zachodniej i południowej granicy Polski. Mocne euro nakręca turystykę medyczną. Branża zarobi w tym roku ok. 800 mln zł
Polska waluta jest najsłabsza od czerwca 2009 r. W ubiegłym tygodniu kurs zbliżył się do poziomu 4,60 zł za euro. Nic nie wskazuje, by ten trend miał się szybko odwrócić, więc eksporterzy zacierają ręce. Ale nie tylko: na niskich notowaniach złotego zyskuje przygraniczny handel, nastawione na obcokrajowców hotele czy specjalizujące się w turystyce medycznej gabinety lekarskie.
W tych ostatnich umocnienie euro widoczne jest m.in. w znacznym zwiększeniu popytu na usługi stomatologiczne. – W naszej sieci zainteresowanie zachodnich pacjentów leczeniem wzrosło w ostatnim czasie kilkakrotnie – przyznaje Anna Horodecka, dyrektor zarządzający spółki Dent-a-Medical.
Według Artura Goska, prezesa Polskiego Stowarzyszenia Turystyki Medycznej, słaby złoty zwiększy obroty całej branży. W tym roku jej przychody powinny wzrosnąć w porównaniu z rokiem ubiegłym o przynajmniej 10 proc. – do niemal 800 mln zł.
– Szacujemy, że liczba cudzoziemców przyjeżdżających do Polski na zabiegi zwiększy się do 275 – 280 tys. z 250 tys. rok temu – informuje Gosk.
Słaby złoty sprawia że Czesi, Niemcy i Słowacy mocno nakręcają handel w polskich miejscowościach przygranicznych. Obroty zwiększyły położone blisko zachodniej i południowej granicy stacje benzynowe. Trudno się dziwić: w Czechach średnia cena benzyny Eurosuper 95 to w przeliczeniu 6,20 zł, a oleju napędowego 6,30 zł. – Ceny na czeskich stacjach utrzymują się powyżej 6 zł za litr już od dwóch miesięcy – mówi Urszula Cieślak z monitorującej rynek paliw firmy BM Reflex. W Niemczech jest jeszcze drożej: benzyna kosztuje 6,80 zł. – Są dni, gdy większość naszych klientów to Niemcy – twierdzi pracownik stacji benzynowej w Gubinie.
To samo jest w sklepach. W Kudowie-Zdroju na targowisko położone kilka kilometrów od granicy w soboty przyjeżdża nawet 50 – 60 czeskich autokarów. – Czesi kupują wszystko: od wędlin po meble. W porównaniu ze swoimi cenami na codziennych zakupach zyskują jakieś 20 proc. – opowiada Stanisław Gustaw, przewodnik turystyczny. – Mamy niemal czeski boom – przyznaje Jacek Król, prezes spółki Wodny Świat zarządzającej lokalnym aquaparkiem, gdzie Czesi to stale rosnąca grupa klientów.
W Cieszynie im bliżej świąt, tym dłuższe korki na ulicach, na których stoi pełno aut z czeską rejestracją. – Skalę tego wzrostu frekwencji trudno nawet określić, bo wiele osób przychodzi z czeskiej części miasta pieszo – opowiada Edyta Subocz, rzeczniczka władz miasta.
Z kolei w Bielsku-Białej i w Żywcu sklepy ogołacają Słowacy. Chętnie kupują m.in. sprzęt RTV i gospodarstwa domowego. – Z jednym Słowakiem porównywaliśmy ceny: za telewizor Samsung, który u nas kupił za ok. 3,3 tys. zł, u siebie musiałby zapłacić równowartość 4,5 tys. zł – twierdzi Paweł Więzik, ekspert działu IT bielskiego sklepu Euro RTV AGD.
9083986
1