Od 2 tygodni obowiązują zmienione zasady połowów dorszy na Bałtyku. Rybacy powoli przyzwyczajają się do nowych zasad i tym samym do porządkowania przez rząd rynku rybnego. Jednak nie wszyscy armatorzy zgadzają się na takie zmiany.
W tej chwili 1/3 polskiej floty regularnie wypływa w morze. Dotyczy to właścicieli jednostek, którym resort rolnictwa zezwolił na kontynuowanie połowów w 2009 roku. Zgodnie z umową, przez kolejne dwa lata będą cumować w porcie i otrzymywać rekompensaty – przy możliwości połowów innych gatunków ryb. Problem w tym, że rekompensaty nie gwarantują utrzymania działalności rybackiej, przez kolejne lata, a możliwość zamiany dorszy na inny gatunek ryb - jest dla wielu mało realna.
Władysław Wójtowicz, armator: przy takiej cenie paliwa nie bardzo się opłaca łowić flądry, a z doświadczenia z 2008 roku, jak był wysyp flądry, to nie było firm, które chciały kupić.
Włodzimierz Urbańczyk, rybak: jaka to opłacalność – polecić parę godzin na szprotkę, czy śledzia i przywieść 120 skrzynek, to nie zwróci się nawet za paliwo. A gdzie załoga, gdzie opłaty?
Wzburzenie rybaków, powoduje też nowy pomysł zmiany zasad sprzedaży ryb. Rząd chce, żeby armatorzy sprzedawali je wyłącznie przez wyznaczone do tego centra sprzedaży, bo to jedyny sposób na skuteczną kontrolę ilości poławianych ryb.
Marcin Radkowski, Lokalne Centrum Sprzedaży Ryb: w tej chwili wygląda to tak, że na każdy kuter jest pośrednik, który często nie spełnia norm weterynaryjnych, pobiera prowizję i rybacy się z tym godzą i przetwórcy. Więc jeśli tych pośredników przejmą lokalne centra handlowe to nie będzie to ze szkodą dla rybaków.
Ustawa regulująca sprzedaż ryb jest już prawie gotowa. Wszystko wskazuje na to, że wkrótce zacznie obowiązywać. Część rybaków zapowiada jednak protesty, bo ich zdaniem oznacza to, że handel prosto z kutrów – całkowicie zniknie.
8288862
1