Rzeźnicy z Opolszczyzny są zaszokowani wyemitowanym w czwartek przez telewizję filmem o męczeniu zwierząt podczas uboju.
W piątek w Ściborzu właściciele ubojni i zakładów przetwórstwa mięsnego oraz powiatowi lekarze weterynarii z całego województwa spotkali się z krajowym lekarzem weterynarii, Piotrem Kołodziejem. Tematem było przystosowanie zakładów do przepisów unijnych, ale najwięcej emocji wywołała czwartkowa projekcja filmu o zabijaniu świń w nieludzki sposób.
Ten film nakręcono w maju ubiegłego roku i nie wiem, jaki cel miało pokazywanie go akurat teraz – zastanawiał się krajowy lekarz weterynarii. – Dzisiaj, czyli w piątek rano, w tym zakładzie przeprowadzono kontrolę i nie stwierdziła ona żadnych uchybień.
Właściciele ubojni mieli na ten temat swoją teorię: Komuś zależy na tym, żeby zrobił się bałagan, bo chce wykończyć nasze zakłady – powiedział dziennikarzowi "NTO" Wacław Sieja z Żytniowa koło Olesna. Rzeźnicy nie są od znęcania się nad zwierzętami, a ubój nie ma prawa tak wyglądać, jak pokazali na tym filmie. Nie mam pojęcia, skąd wzięli te sceny. Może ktoś je zmontował? Franciszek Wącek prowadzi w Milowszczyźnie (powiat oleski) zakład przetwórstwa drobiu. Media, a szczególnie telewizja, robią ostatnio więcej złego niż dobrego – uważa. – Przecież taki film to argument dla europejskich komisarzy, że w Polsce jest źle i nasze firmy trzeba pozamykać.
Tajemnicą poliszynela jest, że w wędliniarskim światku trwa wojna podjazdowa pomiędzy dużymi koncernami a niewielkimi rodzinnymi firmami. Te ostatnie czują się mocno zagrożone. Na rynku działa kilkadziesiąt dużych zakładów, które już od dawna nie są w polskich rękach – mówi zastrzegający sobie anonimowość właściciel ubojni spod Nysy. One działają w zasadzie na pół gwizdka, bo 40 procent mocy przerobowych mają wolnych. Logika jest zatem prosta – wmówić wszystkim, że tylko wielkie zakłady stać na to, by zapewnić odpowiednie warunku uboju, i skupić wszystko w swoich rękach. Jan Bagrowski, powiatowy lekarz weterynarii w Nysie, potwierdza, że liczba ubojni gwałtownie spada: - Kilka lat temu działały prawie przy każdej przetwórni, a dziś zostało ich w powiecie siedem – wylicza. Tylko w ubiegłym miesiącu zamknęły się trzy. Wszystkie zakłady przemysłu mięsnego muszą spełnić surowe wymagania sanitarne, ale ubojnie są pod szczególną kontrolą. Podczas każdego uboju jest obecny lekarz weterynarii – zaznacza Jan Bagrowski. Dlatego wykluczone jest, żeby gdziekolwiek mogło dochodzić do takiego męczenia zwierząt, jak przedstawiono w czwartek w telewizji. Zresztą nie wiadomo, jak to było kręcone. Parzelniki z wrzątkiem mają mieszadła. Po kilkusekundowej migawce trudno stwierdzić, czy chciała z niego uciec żywa świnia, czy też martwe zwierzę było wypychane przez mieszadło.
Rzeźnicy są rozeźleni i wystraszeni tym, że - jak twierdzą - ktoś przygotowuje na nich nagonkę: Od kilkudziesięciu lat prowadzę firmę, moi pracownicy mają ponad 20 lat stażu, a teraz zaczynam się bać plajty – powiedział wspomniany już rzeźnik spod Nysy. Wymaga się od nas milionowych nakładów na dostosowanie do norm unijnych. Tylko że tam firmy dochodziły do obecnego stanu przez kilkadziesiąt lat, a my mamy to zrobić w cztery. Całe to wprowadzanie europejskich norm wygląda na zwykłe czepianie się. Przecież nikt już nie kręci kiełbas na klepisku. Wszędzie są kafelki, czystość i nowoczesne urządzenia. Nie dajmy się zwariować – prowadzimy zakłady mięsne, a nie laboratoria NASA. Piotr Kołodziej, krajowy lekarz weterynarii, nie krył przed rzeźnikami, że wiele masarni na Zachodzie unijnych norm jeszcze nie osiągnęło: - Jednak one już są w Unii, a was muszą tam przyjąć – podkreślił. Dlatego albo się dostosujecie, albo zamkniecie interesy. Oczywiście inaczej będą traktowane zakłady produkujące na rynek lokalny, a inaczej do innych krajów unijnych.
Tak to wygląda Ewa Gepert, prezes Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Zwierząt Animals, które nakręciło film o niehumanitarnym uboju świń: To, co sfilmowaliśmy, nie jest tylko "wypadkiem przy pracy" czy "chwilowym niedopełnienie obowiązku". To rzeczywistość polskich ubojni i rzeźni. Pracuje się tam niedbale, na akord, a pogrążeni w pośpiechu i w znieczulicy pracownicy rzeźni mają w głębokim poważaniu ustawę o prawach zwierząt oraz unijne przepisy dotyczące humanitarnego uboju. Decyzja o nakręceniu tego filmu była poprzedzona szeregiem sygnałów od zaprzyjaźnionych lekarzy weterynarii o tym, że w rzeźniach zwierzęta są maltretowane, zarówno podczas uboju, jak i podczas transportu. Apelujemy do inspekcji weterynaryjnych i do powiatowych lekarzy weterynarii, aby zaostrzyli kontrole w ubojniach. Zaś w sprawie rzeźni spod Pucka, złożymy doniesienie do prokuratury.