Rośnie sprzedaż drogich medykamentów, podczas gdy tańsze metody terapii działają równie skutecznie - informuje brytyjski tygodnik "The Observer".
Gigantyczne koncerny farmakologiczne zmieniły Brytyjczyków w społeczeństwo hipochondryków wierzących, że na każdą przypadłość znajdzie się jakaś cudowna tabletka.
W pierwszym tygodniu kwietnia Komisja Zdrowia Izby Gmin przedstawiła przerażający raport. Warte miliardy funtów inwestycje w badania i promowanie nowych medykamentów doprowadziły do wyparcia z rynku środków tańszych, a równie skutecznych.
Co więcej, koncerny farmaceutyczne posuwały się do "odkrywania" nowych chorób, aby później sprzedawać na nie lekarstwa. W ramach tej praktyki poważnymi schorzeniami okrzyknięto lekkie stany depresyjne i problem niskiego popędu seksualnego u kobiet. Oczywiście od razu zaproponowano stosowne medykamenty, mimo że przypadłości te można leczyć za pomocą terapii bez stosowania środków farmakologicznych.
Autorzy raportu krytykują sposób w jaki licencjonowane są leki, przypominając o rzekomo "cudownych środkach", które potem okazały się mieć bardzo poważne skutki uboczne.
Niedawno udowodniono, że wśród nastolatków stosujących popularny antydepresant, Seroxat, wzrosła liczba samobójstw. Kolejny przypadek dotyczył chętnie przepisywanego przez lekarzy środka na artretyzm, Vioxxu, którego zażywanie, jak się okazało, zwiększało ryzyko ataku serca i udaru. Sprzedaż Vioxxu jest już zakazana.
Po tym, jak komisja licencyjna zezwoliła na stosowanie Seroxatu (bardzo mocnego farmaceutyku) w leczeniu lekkich stanów depresyjnych, liczba przepisywanych recept na ten lek potroiła się. O nieuczciwych praktykach koncernu GlaxoSmithKline przy promowaniu Seroxatu pisaliśmy w artykule The Observer: Kontrowersje wokół pigułki szczęścia.
W Wielkiej Brytanii firmy farmaceutyczne nie mogą reklamować swoich produktów. Powoduje to próby przekupywania lekarzy, by ci promowali konkretne leki wśród swoich pacjentów. Koncerny hojnie dotują programy medyczne i organizują akcje dobroczynne. Nie powodują się jednak dobrym sercem, lecz próbują w ten sposób zdobyć lojalność lekarzy i obejść zakaz reklamowania medykamentów.
Jedna z organizacji charytatywnych, zajmująca się osobami mającymi problemy ze zdrowiem psychicznym (Depression Alliance) 80% swoich funduszy czerpie z datków od koncernów farmaceutycznych. Stowarzyszenie Arthritis Care, wspierająca osoby cierpiące na artretyzm, finansowane jest przez Merck Sharp & Dohme - producenta Vioxxu.
Paul Flynn, laburzystowski parlamentarzysta, prowadzący kampanię mającą na celu ukazanie światu praktyk jakie stosują producenci środków farmaceutycznych, powiedział: - Całe społeczeństwo wierzy dziś, że stan naszego zdrowia będzie tym lepszy, im więcej lekarstw będziemy przyjmować. Od dawna cierpię na artretyzm, ale nie faszeruję się środkami farmaceutycznymi. Wystarczają ćwiczenia, spacery i regularne pływanie.
Szczególnie łakomym kąskiem dla osób kształtujących wizerunek firm medycznych są lekarze piszący do uznanych czasopism branżowych. Zdarza się, że artykuł zachwalający nowy lek, podpisany nazwiskiem szanowanego profesora, jest tak naprawdę tekstem reklamowym, za który autor przyjął sowite wynagrodzenie, bynajmniej nie od redakcji.
Doktor Richard Horton, redaktor naczelny czołowego medycznego czasopisma "Lancet", ujawnia, że wielokrotnie próbowano go przekupić, by przedstawił jakiś farmaceutyk w korzystnym świetle. Jedna z firm proponowała, że kupi 100 tys. sztuk "Lanceta", w którym ukaże się "sponsorowany" artykuł. Redakcja mogłaby dzięki temu zarobić około pół miliona funtów.
Rzecznik brytyjskiego Stowarzyszenia Firm Przemysłu Farmaceutycznego zaprzecza, jakoby popyt na leki był sztucznie napędzany: - Nie sądzę, abyśmy kiedykolwiek sugerowali, że farmaceutyki są jedynym sposobem walki ze schorzeniami. Decyzja wyboru sposobu terapii zależy od lekarzy.
Przeklasyfikowanie jednego z środków obniżających poziom cholesterolu do grupy lekarstw sprzedawanych bez recepty jest kolejną oznaką niebezpiecznego wpływu, jaki producenci wywierają na rynek sprzedaży farmaceutyków.
Redaktor naczelny biuletynu "The Drug and Therapeutic", dr Ike Iheanacho, podkreśla, że medykament nie został przebadany pod kątem skutków jakie może wywołać długotrwałe i niekontrolowane przez lekarza stosowanie leku. W tym wypadku ludzie posłużą za króliki doświadczalne. Co więcej - osoby, które postanowią leczyć się same (bez uprzedniej konsultacji z lekarzem) nie znają faktycznego stanu swojego zdrowia. Może się okazać, że ich kondycja zdrowotna jest dużo gorsza niż sądzą, a używanie środka zbijającego cholesterol może być niewystarczające.