Ministerstwo Środowiska przygotowało i wysłało do konsultacji projekt ustawy o GMO. I jak zwykle, gdy w Polsce mówi się o modyfikacjach genetycznych, tak i teraz projekt ustawy rozgrzewa emocje, budzi wiele wątpliwości i zastrzeżeń. Ustawa nie zakazuje uprawy roślin modyfikowanych genetycznie, ale stawiając liczne warunki praktycznie czyni takie uprawy niemożliwymi do wprowadzenia.
Polskie władze mają problem, jak pogodzić stosunkowo liberalne wymagania europejskie z oczekiwaniami dużej grupy przeciwników GMO w Polsce. Jednocześnie zwolennicy modyfikacji genetycznych oczekują, że nasz kraj wreszcie ustanowi przepisy, których nie będzie trzeba często nowelizować.
Szczególnie za liberalizacją przepisów opowiadają się rolnicy i firmy produkujące pasze. Obecnie już 80% pasz stosowanych w Polsce zawiera organizmy transgeniczne Modyfikowana soja to ponad 90 procent światowej produkcji, a do tego nie rośnie w Polsce i nie ma jej czym zastąpić. Druga w kolejce jest kukurydza, której w Polsce coraz więcej uprawia się na ziarno.
Lobby za GMO argumentuje, że obecnie praktycznie każda dziedzina produkcji rolnej korzysta z genetyki. Nawet certyfikowane gospodarstwa ekologiczne pośrednio korzystają z jej osiągnięć. A poważne instytucje kontrolno badawcze potwierdzają informacje o tym, że blisko 70% artykułów sprzedawanych w dużych sieciach handlowych zawiera choćby śladowe ilości genetycznie zmodyfikowanych komponentów.
Do niedawna niechętna transgenicznym uprawom UE, coraz szerzej otwiera się na GMO. Czy zatem jesteśmy w stanie całkowicie ochronić nasz kraj przed uprawą roślin zawierających transgeniki i sprowadzaniem z zagranicy modyfikowanych genetycznie komponentów do produkcji pasz? Teoretycznie tak - praktycznie nie.
Dlatego odkładając na bok emocje i uprzedzenia, należy spokojnie zastanowić się nad korzyściami jakie GMO może przynieść naszemu rolnictwu, przy jednoczesnym uwzględnieniu wszystkich obaw przed nieznanymi do końca skutkami modyfikacji.