W Europie od zarania dziejów dominowała dieta mięsna z udziałem nabiału. Warunki naturalne i tradycje sprawiły, że można mówić o dwóch wielkich strefach. Północ, poczynając od francuskiej Normandii, kończąc na Skandynawii (gdzie pije się słodkie mleko do każdego posiłku), to kraina bujnych pastwisk krów mlecznych. Na Południu gorącym i suchym królują natomiast sery kozie i owcze, bo te właśnie gatunki zwierząt mają lepsze warunki wypasu w rejonach śródziemnomorskich.
Słynne bogactwo serów francuskich bierze się między innymi stąd, że na
terenie tego kraju krzyżują się owe dwie strefy. W polskiej tradycji kulinarnej
nabiał zawsze zajmował ważne miejsce, choć może nie tak zaszczytne, jak mięsiwa.
Na wsi przez wieki, gdy mięso jadano kilka razy do roku, był głównym źródłem
wapnia, białka i tłuszczu. Różnie oczywiście wyglądało to w regionalnych
kuchniach wiejskich. Wielkopolskę, Śląsk i Mazowsze można określić mianem
regionów ziemniaczano-mięsnych. Lubelszczyzna to kraina zbóż (kasze, kluski). W
Małopolsce zaś, zwłaszcza w Karpatach, spożywano dużo mleka i serów. Kiedy
zastanawiamy się nad przemianami na rynku spożywczym po 1989 roku, to
niewątpliwie prawdziwą rewolucją jest osiągnięcie przez nasze mleczarstwo
najwyższego światowego poziomu. Obecnie produkty wielu polskich firm można
porównać z holenderskimi, francuskimi i skandynawskimi.
Wydawałoby, że
nic tylko sięgać po smakowite jogurty (wybór jest przecież ogromny), kefiry,
sery i serki. Nie mówiąc oczywiście o samym mleku, które jest tak dobre jak
nigdy dotąd. A jednak w codziennym koszyku zakupów żywnościowym te produkty nie
zajmują poczesnego miejsca. Żywieniowcy i lekarze alarmują – jemy za mało
nabiału. Zwłaszcza w diecie dzieci jest go zdecydowanie za mało. A to ma swoje
konsekwencje zdrowotne. Przeprowadzone niedawno badania wśród 300 uczniów szkół
podstawowych w Łodzi pokazały, że nie odżywiają się oni prawidłowo. Dzieci w
okresie intensywnego wzrostu (9,5–14 lat) jedzą na co dzień za mało mleka, jego
przetworów, ryb i warzyw. Natomiast w ich diecie za dużo jest mięsa, wędlin,
wyrobów garmażeryjnych, a także słodzonych napojów gazowanych typu cola. Te
nieprawidłowości żywieniowe wpływają niekorzystnie na kościec. W klinice
propedeutyki pediatrii oceniano mineralizację i strukturę kości. U co drugiego
dziecka mineralizacja kości i ich masa była mniejsza niż powinna być w tym
okresie rozwojowym. U wszystkich badanych uczniów pokrycie zapotrzebowania na
witaminę D osiągnęło zaledwie 30 proc. normy. Niedobory wapnia były powszechne –
u 89 proc. dzieci. W grupie chłopców ilość tego pierwiastka w pożywieniu
stanowiła tylko 65 proc. normy, a w grupie dziewcząt – 57 proc. normy. Natomiast
zdecydowanie za duże jest spożycie białka, sodu i fosforu. Utrzymujące się od
lat niedobory wapnia i witaminy D w diecie najmłodszych Polaków są już poważanym
problemem zdrowotnym, uważa dr Lucjan Szponar z Instytutu Żywności i Żywienia w
Warszawie. – Powodują bowiem zagrożenie krzywicą u dzieci najmłodszych,
osteopenią u młodzieży i osteoporozą u osób dorosłych. Konieczne jest wdrożenie
odpowiednich działań profilaktycznych dotyczących zmiany sposobu odżywiania się.
Jadłospis należy tak ułożyć, by zwiększyć w nim udział produktów mlecznych, ryb,
warzyw i owoców, a ograniczyć jedzenie mięsa, tłuszczów i słodyczy.
Nieprawidłowa dieta szkodzi organizmowi. Dostarcza bowiem za dużo składników,
które w nadmiarze nie są korzystne dla organizmu – tłuszcze, sód i fosfor, za
mało zaś potrzebnych do prawidłowego rozwoju – wapnia, żelaza, potasu, magnezu,
cynku i miedzi.