Zdaniem ekologów dalsze opóźnianie realizacji programu Natura 2000 skończy się dla Polski sankcjami. Ministerstwo Środowiska chce jeszcze raz sprawdzić, gdzie występują cenne gatunki roślin i zwierząt wymagające ochrony w ramach programu Natura 2000. Pisaliśmy o nim wielokrotnie w "Rz".
Minister środowiska Jan Szyszko nie porozumiał się z przedstawicielami organizacji pozarządowych w sprawie unijnego programu ochrony przyrody Natura 2000. Podczas spotkania, które odbyło się w zeszły weekend w Tucznie, strony miały uzgodnić zakres obszarów, które będą objęte programem. Z relacji ekologów wynika, że po spotkaniu wciąż więcej jest rozbieżności niż punktów wspólnych.- Minister ma własny plan: inwentaryzacja i ponowne wyznaczenie sieci ochrony. Obawiamy się, że to doprowadzi do negatywnej weryfikacji listy stref, którą w 2004 roku przedstawiliśmy resortowi i KE - uważa Przemysław Nawrocki z WWF Polska. Spis stref opracowany przez ekologów jest o wiele obszerniejszy od tego, który ministerstwo przesłało do Komisji Europejskiej. Bruksela odrzuciła oficjalną propozycję - jej zdaniem lepsza jest lista ekologów. W odpowiedzi minister zaproponował inwentaryzację.
Organizacje pozarządowe podkreślają jednak, że ponowna ocena stref ochrony tylko opóźni realizację programu. A to grozi sankcjami finansowymi i utratą unijnych funduszy. Komisja już udzieliła nam napomnienia.
Jednym z największych problemów z Naturą 2000 jest brak wyznaczonych obszarów ochronnych w dolinach rzecznych. Na spotkaniu w Tucznie minister Szyszko tłumaczył, że opóźnienia z tym związane wynikają z braku odpowiedniej dokumentacji. Okazuje się, że stosowne mapy, które ekolodzy przesłali do resortu jeszcze w 2004 roku, zaginęły. Wczoraj ich kopie ponownie przekazano ministrowi.
Inną nierozstrzygniętą kwestią jest sprawa finansowania programu. Resort nie podaje dokładnych wyliczeń, wiadomo jednak, że wdrożenie będzie kosztowne. Minister Szyszko ma jednak pomysł na jego finansowanie. Chce włączyć Lasy Państwowe do systemu handlu prawami do emisji dwutlenku węgla. Możliwość ta miałaby zrekompensować im mniejsze dochody z handlu drewnem. Z szacunków wynika bowiem, że nawet 40 proc. lasów znajdzie się z strefie ochronnej, co oznacza, że na tych terenach nie będzie możliwa masowa wycinka drzew. Problem jednak w tym, że takie rozwiązanie jest sprzeczne z unijnymi przepisami, a szanse na ich zmianę są niewielkie.