Andrzej Lepper rozpoczął kampanię wyborczą. Jeździ po Polsce, dziennie odwiedza nawet po kilka miast. Sale, gdzie przemawia, pękają w szwach. Tłum wiwatuje. W sobotę był na Śląsku...
Pszczyna. Dom kultury przy zabytkowym rynku 26-tysięcznego miasteczka. Godz. 12.15. Chociaż do przybycia Andrzeja Leppera jeszcze godzina, licząca 300 miejsc sala jest już pełna. Za chwilę organizatorzy zamkną bramę na ciężką zasuwę. Żeby był porządek. Za bramą zostanie ponad setka zawiedzionych fanów przywódcy Samoobrony.
Na sali przeważają ludzie starsi, ale jest też sporo młodzieży. O spotkaniu dowiedzieli się plakatów, które wisiały na mieście, w przychodni lekarskiej, w budynku zakładu energetycznego. O wiecu nie pisały gazety, nie mówiło radio czy telewizja.
- Ostatni raz tylu ludzi było tu za komuny, na 1 maja. Normalnie na spotkanie z politykiem nie przychodzi więcej niż 30 osób - opowiada młody działacz UPR - jeden z nielicznych, który przyszedł tu nie dlatego, że jest zwolennikiem Leppera, ale dlatego że interesuje się polityką.
Od miasta do miasta
Oficjalny plan spotkań Andrzeja Leppera nie istnieje. Szef krajowego biura Samoobrony Janusz Maksymiuk przez kilka tygodni przekonywał nas, że o tym, gdzie Lepper pojedzie w najbliższy weekend, biuro dowiaduje się w ostatniej chwili. Ale tak naprawdę Samoobrona nie chce, by na spotkaniach Leppera z wyborcami były osoby postronne.
Weekendy są najbardziej męczące - spotkania trwają od rana do późnego wieczora. O ile tylko pozwala czas, Lepper spotyka się z ludźmi również w tygodniu. Intensywny objazd po Polsce trwa od połowy stycznia.
Podczas sobotniej wizyty na Śląsku tylko w Katowicach Lepper spotkał się z działaczami partii i z dziennikarzami lokalnych mediów na konferencji prasowej.
W Pszczynie, Bielsku-Białej i Żywcu przyjechał do ludzi. Chociaż trzy miasta leżą w województwie śląskim, jak na Śląsk są nietypowe. W żadnym nie było górnictwa i teraz, gdy zamyka się kopalnie, bezrobocie jest tu niższe niż gdzie indziej.
Pszczyna. Lepper wchodzi na salę kwadrans po 13. Mimo spóźnienia tłum wita go brawami (będzie się tak spóźniał na kolejne spotkania). Ludzie wstają. Dziewczyny w biało-czerwonych krawatach wręczają przewodniczącemu kwiaty.
Sam Lepper ma ciemny garnitur i wiśniowy krawat w białe wąskie paseczki. Nad stołem, zza którego przemawia, wisi hasło "Człowiek, rodzina, praca, godne życie". Obok narodowe flagi i godło.
Organizatorzy zamknęli bramę na ciężką zasuwę. Część tych, dla których zabrakło miejsca w sali domu kultury, rozeszła się, ale część czeka na mrozie, żeby choć raz zobaczyć Leppera.
Mówią: - Lepper zamknie złodziei, rozliczy tych, co nasze zakłady sprzedali, rozpędzi tych, co złote góry obiecywali, a teraz na ludzi się wypięli.
Większość stojących na dworze najwięcej pretensji ma do SLD. - Obiecywali, że będzie praca, a mój syn po liceum żadnej pracy znaleźć nie może. Powiedzieli mu w urzędzie, że miałby szanse, gdyby skończył studia, ale skąd ja mam wziąć pieniądze na studia? Kit z okna mam jeść? - wykrzykuje Jadwiga Bezka, z wykształcenia krawcowa, kiedyś pracowała w zakładzie ogrodniczym, teraz żyje z pensji męża murarza.
Złodzieje to ci, którzy się wzbogacili. - Panie, ja nie mam od ośmiu lat za co nowego telewizora kupić, a prezes w moim dawnym zakładzie już czwarte auto sobie sprawił - narzeka Józef Buczek, bezrobotny instalator. Odkąd przestał mu przysługiwać zasiłek, żyje z tego, co dorobi gdzieś na budowie, stałej pracy nawet już nie szuka.
Nastroje dobrze wyczuwa Andrzej Dolniak, adwokat, działacz śląskiej Samoobrony: - Nie będziemy mogli dać ludziom chleba, ale będziemy mogli dać głowy.
Dolniaka, dawniej przewodniczącego Solidarności '80, wcześniej działacza KPN, lewicowa retoryka Samoobrony nie razi. - Skończył się czas dawnych podziałów - twierdzi.
Za głównego wroga Samoobrony uważa SLD. - Walczymy o ten sam elektorat. Jak SLD nie wejdzie do Sejmu, będziemy jedyną siłą na lewicy.