Wieś przechodzi powtórną kolektywizację. Rolnicy zrzeszają się w tzw. grupach producentów rolnych (GPR), bo wspólnie łatwiej im znaleźć klientów i odbiorców towarów. Poza tym przez kilka lat mogą liczyć na dopłaty z budżetu państwa i Unii Europejskiej. Na razie powstało ich w całej Polsce ok. 70 GPR. Nie brak jednak rolników, którzy grupy producenckie traktują równie nieufnie jak spółdzielnie produkcyjne w latach 50.
W całej Polsce zarejestrowało się jak dotąd ok. 70 grup producentów rolnych, zrzeszających kilka tysięcy członków, a więc niewielki ułamek działających w kraju gospodarstw rolnych. W państwach UE odsetek producentów zorganizowanych w ramach GPR wynosi nawet 70 proc. Spółdzielczość w Unii jest bardzo mocno popierana, a Bruksela nie skąpi pieniędzy dla rolników tworzących wspólne gospodarstwa rolne. UE płaci za zawiązanie grupy, wyposażenie w sprzęt biurowy i zwraca koszty administracyjne. W pierwszym roku działania GPR może liczyć na wsparcie w wysokości 5 proc. uzyskanego przychodu. Przez kolejne lata dopłata co roku maleje o 1 proc.
Dofinansowanie z UE dostaną ci rolnicy, którzy zorganizują się w grupy producenckie po 1 maja. Istniejącym już GPR pieniądze wypłaca Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa.
- Do zawiązania grupy potrzeba minimum pięciu członków. W tej liczbie może być również osoba prawna, np. zakład przetwórczy. Kolejny warunek to roczne obroty osiągające określony poziom 100 tys. euro. Co ważne, członkowie grupy nie mogą sprzedawać swoich produktów na własną rękę, lecz wyłącznie za pośrednictwem GPR - wyjaśnia Mirosława Góralska, dyrektor departamentu pomocy krajowej Agencji Modernizacji i Restrukturyzacji Rolnictwa.
W zamian za lojalność GRP zajmuje się m.in. poszukiwaniem kontrahentów, organizacją sprzedaży, a także zapewnia obsługę księgową. Dodajmy, że koszty administrowania (etaty prezesa, członków zarządu, księgowego) pokrywa ARiMR.
- Niestety, prawnika musimy zatrudnić sami. Ustawa o grupach producenckich została napisana w taki sposób, że rozeznanie się we wszystkich niuansach prawnych wymaga pomocy fachowca - mówi Mirosław Gościński, prezes GRP Roltucz sp. z o.o. z województwa kujawsko-pomorskiego.
Roltucz jest jedną z największych pod względem obrotów grupą w Polsce. W ub.r. odnotowała ona 4,5 mln zł przychodu ze sprzedaży trzody chlewnej. 42 udziałowców hoduje 14 tys. tuczników.
- Samą ideę zrzeszania się uważamy za bardzo dobrą. Czekaliśmy na Ustawę o GRP od kilku lat. W grupie jesteśmy silniejsi wobec naszych kontrahentów. Na razie zakłady mięsne niechętnie z nami negocjują, bo wolą narzucać niskie ceny indywidualnym rolnikom. Za kilka lat, gdy takich grup jak nasza powstanie więcej, to my będziemy dyktować warunki - mówi prezes Gościński.
Mirosława Górska z ARiMR podkreśla, że liczba organizacji producenckich, chociaż na razie mała, cały czas rośnie. Trzy lata temu było ich tylko osiem, rok później powstało 20 GPR, a w 2003 r. 37.
- Agencja posiada informacje wyłącznie o grupach zarejestrowanych w urzędach wojewódzkich. W całym kraju działa natomiast ponad 200 różnych organizacji i grup producenckich nieujętych w rejestrach ARiM, które od lat prowadzą działalność produkcyjną w ramach spółdzielni, spółek czy zrzeszeń - mówi dr Jan Świetlik z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej. - Chociaż na wsi nieufność wobec zrzeszania się jest głęboko zakorzeniona, co jest wynikiem fatalnych doświadczeń z kolektywizacją prowadzoną w latach 50., to jednak młodzi rolnicy coraz częściej dostrzegają korzyści grup producenckich.
Innego zdania jest pracownik jednego z Ośrodków Doradztwa Rolniczego, który opowiada, że prawie na każdym szkoleniu dotyczącym GPR słyszy od rolników zarzuty, że zachęca ich do wstępowania do kołchozu.
Chociaż dystans wobec idei tworzenia grup producenckich szczególnie jest wyraźny w Małopolsce, to właśnie tutaj powstało aż dziesięć GPR, w tym dwie należące do największych w Polsce: Zrzeszenie Plantatorów Owoców i Warzyw dla Tymbark SA oraz Związek Plantatorów Tytoniu w Krakowie. Pierwsza z nich liczy prawie 450 członków, druga - ponad 500.
- Do zrzeszenia należą gospodarstwa o powierzchni od jednego do kilkunastu hektarów. Każde z nich, niezależnie od wielkości produkcji, ma zapewniony zbyt i pewną zapłatę za dostarczony produkt - mówi Józef Drożdż, prezes ZPOiW.
Dr Bronisław Brzozowski z Katedry Ekonomiki i Organizacji Rolnictwa Akademii Rolniczej w Krakowie uważa, że tworzenie GRP - jego zdaniem najkorzystniejszą formą organizacyjną jest spółdzielnia - to dla wielu rolników jedyna szansa na uniknięcie bankructwa. Dotyczy to przede wszystkich małych gospodarstw, które w pojedynkę nie poradzą sobie na rynku.
- Niestety, z moich doświadczeń wynika, że chęć małorolnych gospodarzy do
zakładania spółdzielni czy spółek produkcyjnych jest nikła i nie sądzę, by miała
ona wzrosnąć w najbliższym czasie - dodaje.