Ofiary gradobicia w województwie lubuskim tracą już wiarę w pomoc, którą władze obiecywały im w dniu katastrofy. Wojewoda powołuje komisje.
Gdyby na tym polu leżały pieniądze, pchaliby się na wyścigi - mówi o urzędnikach Bogusław Szramek, rolnik z podkrośnieńskich Wężysk. Pokazuje swoje uprawy. Grad całkowicie wytłukł grykę, ziemniaki, pszenżyto. W ich miejsce zasiałby grykę, żeby chociaż pszczoły nie głodowały. Nie może, musi czekać na komisję...
Małpy na zydlu
Wieś wspólnymi siłami ulice oczyściła, łata dachy i przymierza się do
ratowania kościoła. Wężyczanie żartują, że urzędnicy czekają aż się pokaże
słońce, aby się na polu nie ubłocić, albo aż wytłuczone zboże się podniesie.
Jak opowiada sołtys Wężysk Antoni Ślipko, komisja z gminy miała być w
poniedziałek. Nie przyjechali, a rolnikom powiedziano, że we wtorek przyjedzie
komisja z województwa. Wczoraj także nikogo nie było.
- I siedzimy
przed domami jak te małpy na zydlu - złości się właścicielka działki,
której burza zdemolowała ogródek. - I nic nie można zrobić, bo później
powiedzą, że strat nie było.
Do sołtysa Ślipki
jako ofiary gradobicia zgłosiło się 30 rolników i 35 właścicieli ogródków. 7 ha
ziemniaków, 16 ha pszenżyta, 2 ha pszenicy... Współczują Holendrowi,
prowadzącemu gospodarstwo w okolicy. Jemu grad zniszczył dziesiątki hektarów,
ale on jeszcze ma inne pola. Tymczasem - jak podkreśla Szramek - on stracił
wszystko. Grykę jakby ktoś ściął.
Na jaką pomoc liczą? Jak opowiada Wacława Kazimierska, która jeszcze dziś płacze na wspomnienie zniszczonych przez grad wyjątkowo pięknych buraków, za suszę dostali ledwie kilkadziesiąt złotych. Stąd wiele osób nawet strat nie zgłosiło - to gorzej niż jałmużna. - To było warte wyśmiania - opowiada o pomocy A. Ślipko. - 30 zł za hektar ziemniaków zmarnowanych przez suszę. A z hektara można co najmniej 20 ton zebrać.
Pech razy trzy
Pierwsze komisje, w gminach Krosno
Odrzańskie i Słubice, wyjdą na pola już w środę - zapewnia Wanda Cichowska
z wydziału rolnictwa Lubuskiego Urzędu Wojewódzkiego. - W czwartek rozpoczną
pracę w Zwierzyniu, Dąbiu, Ośnie Lubuskim i Krzeszycach.
Urzędnicy
zapewniają, że się śpieszą jak mogą, ale na powołanie komisji potrzeba czasu. W
każdej musi znaleźć się pracownik ośrodka doradztwa rolniczego, przedstawiciel
gminy i Lubuskiej Izby Rolniczej. Z kolei urzędnicy z kroś-nieńskiej gminy od
kilku dni szacują straty.
- Oczywiście komisja rozpocznie pracę od
Wężysk i Czarnowic - zapewnia Czesław Pieńkowski z krośnieńskiego
magistratu. - Wiemy, że wielu ludzi w tej okolicy dotkniętych jest klęską
trzeci rok z rzędu. Najpierw była powódź, później susza, a teraz ta burza...
Na razie urzędnicy nie są w stanie nawet oszacować strat. Jak
stwierdziła W. Cichowska wnioski, które docierają do Gorzowa Wlkp., sygnalizują
zniszczenie 60 - 100 proc. upraw poszczególnych rolników. Na dokładne dane
trzeba będzie poczekać. Zgodnie z przepisami komisja ma 30 dni od chwili klęski
na oszacowanie szkód. Później wojewoda napisze pismo do ministra, który
zadecyduje o formie pomocy...
- A kiedy władze były tutaj zaraz po
burzy, to obiecywały natychmiastową pomoc - dodaje rolnik. - Tak mówili
przy dziennikarzach.