Skutki wdrożenia polityki klimatycznej UE i założenie redukcji emisji o 80 proc. do 2050 r. pociągną za sobą ogromne koszty społeczne i gospodarcze dla Polski - ocenia Krajowa Izba Gospodarcza. Podkreśla, że takie wnioski płyną m.in. z oficjalnych prognoz KE.
KIG przedstawiła w piątek wyniki szacunków skutków wdrożenia "energetycznej mapy drogowej 2050" UE, opracowane na jej zlecenie przez firmę EnergySys. Izba podkreśla, że wnioski z analizy pokrywają się z najnowszymi opracowaniami KE.
Ocena najważniejszych skutków ograniczenia o 80 proc. emisji i tzw. "dekarbonizacji" gospodarki wymienia: wzrost inwestycji w energetyce o ok. 350 mld zł do 2050 r., wzrost kosztów wytwarzania energii o 12-30 mld zł rocznie w latach 2030-2050, wzrost kosztów uprawnień do emisji z 11 mld zł w 2020 r. do 40-67 mld w latach 2030-2050.
Kolejne prognozowane skutki to spadek PKB o 5 proc. w 2020 r. i o 10-12 proc. w latach 2030-2050 w porównaniu do scenariusza bez polityki klimatycznej, wzrost kosztów energii w budżetach co najmniej połowy gospodarstw domowych o 12 do 14-15 proc. w całym okresie do 2050 r. oraz zagrożenie rentowności produkcji 10 działów przemysłu.
Prezentując wyniki badania wiceprezes EnergySys Bolesław Jankowski mówił, że porównanie tych danych z oficjalnymi ocenami KE potwierdza, że skutki są trzy- a nawet pięciokrotnie większe dla Polski niż średnia dla UE, a mechanizmy, które miały ograniczać koszty wdrożenia polityki klimatycznej dla krajów biedniejszych, szczególnie w przypadku Polski - nie zadziałały.
Jankowski wyraził przekonanie, że dane te to punkt wyjścia do dyskusji nad modyfikacją tej polityki. Wskazał jednak, że na forum UE forsowane są pomysły kontynuacji, a nawet zaostrzenia celów polityki klimatycznej w "mapie drogowej 2050". "Trudno nam przyjąć propozycje unijne i jednocześnie wierzyć, że będą służyły ochronie klimatu, poprawie konkurencyjności i ograniczeniu zależności importowej" - mówił.
Wiceminister gospodarki Tomasz Tomczykiewicz podkreślał, że Polska zabiega o to, by konkluzje z "energetycznej mapy drogowej 2050" były bardziej przyjazne dla Polski. "De facto bijemy się o to, by energia była jak najtańsza, jak najbardziej dostępna" - podkreślał Tomczykiewicz.
Przypomniał, że polityczne konkluzje "energetycznej mapy 2050" mają zostać sformułowane i przyjęte 15 czerwca w Luksemburgu na spotkaniu ministrów odpowiedzialnych za energetykę. Jego zdaniem konkluzje są dziś znacznie bardziej łagodne dla Polski, niż w dokumencie z grudnia 2011 r., ale negocjacje trwają, a decyzja Polski nie jest jeszcze przesądzona.
Tomczykiewicz podkreślił jednak, że kilka kluczowych dla Polski spraw musi się tam jeszcze znaleźć, a kilka innych - zniknąć. "Tak abyśmy byli pewni, że nie ma tam drogi do nowych dyrektyw, które np. nałożą na nas nowe cele związane z energetyką niskoemisyjną" - wyjaśnił.
Podkreślał, że Polsce udało się wprowadzić do projektu konkluzji definicję terminu "dekarbonizacja", ale chce jeszcze go doprecyzować, aby nie było możliwości wyeliminowania węgla jako źródła energii. Polska uważa też, że stawianie dalszych celów klimatycznych bez porozumienia globalnego doprowadzi do osłabienia konkurencyjności Europy - dodał Tomczykiewicz.
Zaznaczył jednak, że żadne państwo UE nie stawia tak ostro tej sprawy jak Polska. "Będziemy samotni, mniejsze państwa z regionu kryją się za nami, co jest dość wygodną postawą. Ciężar tych negocjacji bierzemy na siebie" - mówił, dodając, że dziś kryzys obnaża słabe strony tej polityki i w związku z tym presja ideologiczna na te zmiany nieco osłabła.
Polska w marcu zawetowała drugi raz tzw. kroki milowe na drodze do redukcji emisji CO2 w 2050 r. Komisja Europejska chce, by do 2030 r. UE zredukowała emisje CO2 o 40 proc., a do 2040 r. - o 60 proc. w porównaniu z 1990 r. Zgodnie z obowiązującym pakietem klimatycznym z 2008 r., UE ma obniżyć swoje emisje o 20 proc. do 2020 r.
8979820
1