Jak podaje "Rzeczpospolita", sieci restauracji coraz częściej zamiast aglomeracji zaczynają otwierać swoje lokale na prowincji. W dużych miastach knajp typu Sphinx czy KFC jest już za dużo.
Najwięksi gracze na polskim rynku restauracji sieciowych ruszają do małych miast. Zarówno AmRest (sieć KFC i Pizza Hut), jak i Sfinks Polska (m.in. Sphinx, Wook) chcą teraz swoje nowe lokale otwierać w małych miastach. Sfinks nawet z tego powodu uruchomił nowy ekspresowy format swoich restauracji.
Sieciówki idą na prowincję, bo w dużych miastach rynek już się nasycił. Teraz czas na mniejsze ośrodki liczące 40-60 tys. mieszkańców - pisze "Rz". I tak na przykład Sfinks w tym roku uruchomił już sześć restauracji w takich mniejszych miejscowościach (m.in. Konin, Siedlce). Trwa budowa kolejnej w Lesznie.
Spółka chce tam zaskoczyć rynek restauracjami w formacie express (mniejsze lokale niż w dużych miastach, tylko najpopularniejsze punkty z karty dań). Otwarcie takiego baru kosztuje ok. 750 tys. zł, o 30-40 proc. mniej niż tradycyjnej. Eksperci przestrzegają, że choć na prowincji może jest taniej, to ryzyko biznesowe jest dużo większe.