Malownicze zachody słońca, parujące baseny pod gołym niebem i przysmaki będące prawdziwym wyzwaniem dla zmysłów, jak choćby sfermentowane mięso rekina. To tylko niektóre z atrakcji, jakie zimą oferuje Islandia.
Malownicze zachody słońca, parujące baseny pod gołym niebem i przysmaki będące prawdziwym wyzwaniem dla zmysłów, jak choćby sfermentowane mięso rekina. To tylko niektóre z atrakcji, jakie zimą oferuje Islandia.
Nocny wiatr popycha nas, gdy przemierzamy ciche uliczki Reykjaviku. Mijamy wystawę rzeźb w prywatnym ogrodzie, a potem kościół z wieżą w kształcie rakiety kosmicznej i posągiem Leifa Erikssona przy wejściu. Idziemy z pochylonymi głowami, by jakoś bronić się przed falą zimnego powietrza i podnosimy wzrok tylko na moment. Jeden rzut oka musi wystarczyć, by obejrzeć witryny z wełnianymi czapkami i grubymi swetrami robionymi na drutach.
Zmierzamy do Vegamot, popularnego baru i restauracji, gdzie kobieta w parce wykończonej futerkiem poleca nam łososia z kluskami po azjatycku i bożonarodzeniowe piwo.
– U nas chłód określa nie temperatura, ale siła wiatru – wyjaśnia.
Mimo groźnie brzmiącej nazwy w Islandii panuje stosunkowo łagodny klimat. Zimą wskazania termometrów oscylują wokół 2 stopni powyżej zera, ale gdy zaczyna wiać, nawet przy takiej temperaturze zimno może być przeszywające. Hakarl, czyli mięso rekina, sznaps, cienkie placki laufbrau? i kebab z wieloryba, zapierające dech w piersiach krajobrazy i gorące źródła – to tylko kilka moich ulubionych atrakcji zimowej Islandii.
Jeśli na lotnisku Keflavik wylądujecie późnym popołudniem w listopadzie, na światło dzienne będziecie czekać co najmniej do 9 rano następnego dnia. W grudniu i styczniu dnieje jeszcze później – około 11. Warto czekać, bo wschodzące powoli słońce rzuca łagodne różowe światło na zaśnieżone szczyty górskie i błękitne morze otaczające stolicę Islandii.
Przybrzeżne miasto bardziej przypomina rybacką osadę w Nowej Anglii, niż kosmopolityczną stolicę. Zdaniem Pico Iyera, autora przewodników turystycznych, ze względu na położenie pośrodku Atlantyku, niedaleko koła podbiegunowego, Islandia jest jednym z najbardziej osamotnionych miejsc na Ziemi. Ale i jednym z najszczęśliwszych, przekonuje Eric Weiner w książce "Geografia szczęścia".