Jesteśmy zdecydowanie narodem mięsożernym, charakteryzującym się dużym zamiłowaniem do schabowego. Rocznie zjadamy aż 40 kg wieprzowiny. Zdecydowanie rzadziej na polskim stole pojawiają się befsztyki. Czerwone mięso to zaledwie 5,5 kg w diecie statystycznego Polaka. Od kilku lat stale rośnie nam natomiast apetyt na mięso drobiowe. Jeszcze kilka lat temu Kowalski zjadał 15-16 kilogramowych kurczaków rocznie. W ub.r. przeciętne spożycie na osobę przekroczyło już 20 kg. Jesteśmy na najlepszej drodze, żeby "dobić" do średniej europejskiej, która wynosi 23 kg mięsa drobiowego rocznie. A jak twierdzą optymiści możliwe, że za kilka lat spożycie wzrośnie nawet do 25 kg.
Niestety, tryumfalny pochód kurczaków przez polską kuchnię może powstrzymać ptasia grypa albo raczej panika związana z pojawieniem się wirusa. Branża drobiarska z duszą na ramieniu czeka na wiadomości o pierwszych zachorowaniach wśród dzikiego ptactwa w Polsce. Gdyby grypa pojawiła się u nas, hodowcy straciliby większość zagranicznych kontaktów. Już zresztą tracą. Powoli zamyka się dla eksporterów rynek wschodni. Ukraina wprowadziła całkowity zakaz importu drobiu. Tylko czekać aż zrobi to Rosja - ogromny rynek zbytu - która co roku importuje 2 mln ton białego mięsa, czyli przeszło trzy razy więcej niż wynosi łączna produkcja polskich ferm (630 tys. ton w 2004 r.). Gdyby choroba pojawiła się w Polsce, także unijny odbiorcy anulowaliby wcześniejsze zamówienia.
Raz świnia, raz kurczak górą
Podczas gdy drobiarze z niepokojem patrzą w przyszłość właściciele świńskich ferm zacierają ręce. Dlaczego? Rynki wieprzowiny i drobiu są ze sobą powiązane w dość osobliwy sposób: gdy hodowcom ptactwa dzieje się źle, dobrze powodzi się producentom mięsa czerwonego. Kiedy na rynku rośnie tzw. górka świńska, czyli gdy wieprzowiny jest za dużo i w związku z tym jej ceny lecą na łeb, przybywa amatorów schabowego. Spada natomiast popyt na drób. I odwrotnie: gdy podaż wieprzowiny maleje, a ceny pną się w górę, drobiarze rzucają na rynek kurczaki, bo wtedy cieszą się one sporym wzięciem.
Do tej pory to właśnie hodowcy ptactwa zyskiwali na tej zależności. Górki świńskie cyklicznie i regularnie rosną w Polsce zbijając ceny. Sporo krzywdy producentom wieprzowiny wyrządziła kilka lat temu pryszczyca - prawdziwa lub domniemana - która zamknęła przed hodowcami zagraniczne rynki, a i w kraju ograniczyła popyt. W powstałą lukę weszli wtedy hodowcy drobiu. Teraz, w związku z histerią związaną z ptasią grypą sytuacja może się odwrócić.
Lobby świńskie
Na razie popyt na mięso drobiowe jeszcze nie maleje, spadły za to ceny zarówno w skupie, jak i w sklepach. Latem za kurczaka trzeba było zapłacić minimum 6 zł, teraz w promocji kosztuje już tylko nieco ponad 4 zł. Z kolei hodowcy do niedawna dostawali od zakładów drobiarskich 3,7 zł za kilogram żywca, a teraz 2,8 zł.
Prof. Stanisław Wężyk z Instytutu Zootechniki w Krakowie, specjalista ds. drobiu uważa, że w związku z ptasią grypą różne grupy interesów próbują coś ugrać dla siebie. - Sieci handlowe żądają niższych cen od zakładów przetwórczych, gdyż dowodzą, że klienci nie chcą kupować kurczaków i dlatego konieczne są promocyjne obniżki. Z kolei przetwórcy mniej płacą hodowcom, bo twierdzą, że ponoszą coraz większe koszty. Tymczasem prawda jest taka, że popyt na drób wcale nie maleje. Na histerii oczywiście korzystają producenci wieprzowiny i niewykluczone, że lobby świńskie ma swój udział w napędzaniu medialnej atmosfery strachu przed mięsem drobiowym - tłumaczy.
Prasa kobieca idzie z pomocą
Nie wszystkie media biorą jednak udział w nakręcaniu spirali strachu, a niektóre wyciągają nawet do drobiarzy pomocną dłoń. Z pomocą przychodzi im np. kobieca prasa kolorowa. W ostatnim numerze "Pani domu" prawie cały dodatek kulinarny poświęcony jest potrawom z drobiu. "Moje gotowanie" podpowiada jak przyrządzić gęś po staropolsku, a "Claudia", w numerze wrześniowym, zamieszcza przepis na "wonnego kurczaka w sosie orientalnym". Jak wiadomo, mięso drobiowe poddane termicznej obróbce można spożywać bez obaw zarażenia się wirusem H5N1.