Chcemy euro – mówią jednogłośnie przedsiębiorcy z branży rolno-spożywczej. Nie cieszy ich nawet obecna wysoka wartość europejskiej waluty. Wolelibyśmy przewidywalność i stabilizację niż wysokie, ale niepewne zyski - dodają.
Polski przemysł spożywczy eksportem żyje. Niektóre branże nawet 30% produkcji lokują za granicą. W zdecydowanej większości nasza żywność trafia do krajów Unii Europejskiej. A to oznacza, że przy rozliczaniu transakcji brany jest kurs euro do złotego. I tu zaczynają się problemy.
Jeszcze rok temu relacje kursowe sprawiały, że opłacalność eksportu była bardzo niewielka. Teraz jest odwrotnie wartość europejskiej waluty gwałtownie wystrzeliła w górę. Ale wśród eksporterów euforii nie ma. Wszyscy uważają, że nadzwyczajne zyski jakie czerpią ze sprzedaży za granicę mogą się skończyć równie szybko jak się zaczęły.
Andrzej Pawelczyk – Animex: ta fluktuacja, którą mamy w tej chwili jest bardzo niezdrowa dla biznesu. Chcemy wprowadzenia euro. To euro powinno ustabilizować również polską gospodarkę. Na pewno polski biznes.
Ale rzeczywistość jest taka, że euro jeszcze nie ma, a o to kiedy się pojawi trwa polityczna batalia. Gdyby decydenci kompromis osiągnęli wcześniej dzisiaj nikt w przemyśle przetwórczym nie zawracałby sobie głowy choćby słynnymi już na cały kraj „opcjami” walutowymi.
Andrzej Gantner Polska Federacja Producentów Żywności: euro by nam się przydało już od kilku lat – tak naprawdę. Po pierwsze zapobiegałoby to tym kłopotom opcji. Najróżniejsze straty, które ponosimy na różnicach kursowych.
Stabilizacja działalności gospodarczej – to niewątpliwie główna korzyść jaką widzą przedsiębiorcy z wejścia do strefy euro.
Ryszard Smolarek – ZM: euro by ustabilizowało sytuację rynkową. Pozwalałoby planować eksport. Pozwalałoby planować w sposób stabilny wyniki gospodarcze.
Tymczasem bez tego próba zawierania kontraktów na powiedzmy drugą połowę roku jest swoistą grą w rosyjską w ruletkę. Bo kto zgadnie ile w sierpniu lub we wrześniu będzie kosztowało euro?