Sadownicy twierdzą, że są dyskryminowani. Rząd temu zaprzecza. A w całej sprawie tylko jedno jest pewne. Grup producentów rolnych jest wciąż jak na lekarstwo. Miała to zmienić zeszłoroczna nowelizacja ustawy o grupach producenckich. Zapowiadano, że zachęci ona rolników do zrzeszania się. W krajach starej Unii Europejskiej przez kooperatywy przechodzi nawet 70% produkcji rolnej, w Polsce tylko 1,5%.
Rząd zwolnił grupy z podatku od nieruchomości oraz wprowadził ulgi w podatku dochodowym. W efekcie tempo powstawania grup wzrosło, ale nie wszyscy palą się do ich zakładania.
- Ta nowelizacja, która była zrobiona w 2006 r. nie objęła właśnie grup zarejestrowanych w owocach i warzywach - Piotr Szymański – grupa producentów owoców i warzyw „Nasz Sad”.
Wszystkiemu winne zamieszanie w przepisach. Polskie prawo wyróżnia bowiem dwa rodzaje grup producenckich: te, które działają w branży sadowniczej oraz wszystkie pozostałe. W efekcie zwolnienia podatkowe nie objęły producentów owoców i warzyw.
Ale resort rolnictwa nie zgadza się z zarzutami dyskryminacji. Przyznaje wprawdzie, że sadownicy nie mogą korzystać ze zwolnień w podatku dochodowym, ale w zamian za to mają dużo większe dotacje niż inne grupy.
Henryk Kowalczyk – wiceminister rolnictwa: - Są dwa rodzaje grup producenckich: owoców i warzyw, które mają wysokie dopłaty, to jest jedna rzecz i te grupy pozostałe, które mają mniejsze wsparcie, ale za to są zwolnione z podatku.
Możliwość zakładania grup producentów rolnych istniej od 6 lat. Jak na razie mamy ich niespełna 200.