W poniedziałek w Genewie wystartowały negocjacje WTO o rolnictwie, które mogą o tym przesądzić. Jeśli jednak zakończą się fiaskiem, zablokuje to w ogóle rozmowy o znoszeniu barier w światowym handlu.
- Przeszliśmy już od fazy prezentowania swoich żądań do rozwiązywania
konkretnych problemów - mówił w poniedziałek o negocjacjach rolnych
prowadzący je Tim Groser, ambasador Nowej Zelandii w Światowej Organizacji
Handlu (WTO). Na dowód tego, że członkowie WTO ostro zabrali się w Genewie do
pracy i w końcu naprawdę chcą ustalić, jak obniżać bariery w handlu, pokazał
dorobek negocjatorów z ostatniego pół roku.
- To 52 formalne
propozycje negocjacyjne, 32 dokumenty wyjaśniające sprawy techniczne negocjacji,
99 nieoficjalnych porozumień i kilka kompleksowych propozycji porozumienia. To
już fakty, nie tylko ulotne zapewnienia - mówił dziennikarzom Groser znad
sterty dokumentów.
Nowozelandczyk jest optymistą: chce stworzyć do
przerwy wakacyjnej plan porozumienia, który byłby do zaakceptowania dla
wszystkich krajów członkowskich. Groser podkreśla, że wszystko zależy dziś od
woli politycznej krajów członkowskich WTO. - Gdyby sprawy zależały od
negocjatorów, to porozumienie już by było - zapewniał Nowozelandczyk w
ubiegłym tygodniu podczas nieformalnego spotkania negocjatorów.
- Albo
do polityków dotrze, że liberalizacja handlu oznacza zmniejszanie wsparcia dla
rolników, a więc bolesne decyzje w polityce rolnej, albo postępu nie będzie
- tłumaczy jeden z negocjatorów WTO, który chciał zachować
anonimowość.
Na takie oficjalne negocjacje jak teraz w Genewie zjeżdżają
ambasadorowie wyposażeni w instrukcje polityczne. Jeśli uda im się uzgodnić
kierunek zmian: jak, kiedy i o ile obniżać bariery w handlu rolnym, daje to
zielone światło ekspertom, którzy po Genewie znów usiądą do stołu, by ustalać
szczegóły. Jeśli porozumienia nie będzie, rozmowy utkną w miejscu. Co gorsza,
nie tylko w sprawie rolnictwa.
Rolnictwo jest jednym z najbardziej
kontrowersyjnych tematów całej obecnej rundy rozmów o obniżaniu barier w
światowym handlu (tzw. runda z Dauhy). Dotychczas kraje najbogatsze chciały
powolnego otwierania swych rynków i utrzymania dopłat dla rolników (to ponad 300
mld dol. rocznie!). Kraje biedne i rozwijające się domagały się otwarcia rynków
na swoje produkty i zniesienia subsydiów. Brak porozumienia w tej sprawie
przyczynił się do spektakularnego fiaska ostatniego szczytu WTO w meksykańskim
Cancun we wrześniu 2003.
- Bez postępu w negocjacjach rolnych nie ma
co marzyć o rozmowach w pozostałych dziedzinach, takich jak handel towarami
pozarolnymi czy własność intelektualna - tłumaczy Zbigniew Mołdawa, który
zajmuje się negocjacjami rolnymi w polskim przedstawicielstwie przy WTO. -
Trzeba to dobrze zrozumieć: cała runda jest zablokowana przez negocjacje
rolne. Jeżeli tu kraje się nie dogadają, to nie będzie politycznej woli
negocjacji w pozostałych tematach - dodaje Mołdawa.
Negocjacje są tak
trudne, że zmienia się i sam sposób prowadzenia oficjalnych rozmów -
przedstawiciele krajów WTO nie dyskutują już jak dawniej przy jednym stole (bo
jak omówić na rozmowach plenarnych dziesiątki różnych propozycji?), ale podczas
spotkań dwu- i wielostronnych. Rozmawiają główni gracze: Unia Europejska, USA,
Japonia, kraje rozwijające się i najbiedniejsze. Przy okazji rozmów rolnych
nastąpiła dalsza konsolidacja tych ostatnich: do grupy G20, która skupiała m.in.
Chiny, Indie, Argentynę, Ekwador, Turcję, dołączyły biedne kraje afrykańskie -
powstała grupa G30. To ona od teraz reprezentuje ich interesy i jest świadoma
swojej siły. Tymczasem Unia, USA i pozostałe kraje bogate zapowiadają, że nie
ustąpią w sprawach rolnych, jeżeli ich gorzej rozwinięci partnerzy nie zrobią
tego samego.
Unijny komisarz ds. rolnych Franz Fischler zadeklarował
jednak w poniedziałek, że Bruksela ze swej jest gotowa do dyskusji o zniesieniu
subsydiów eksportowych do wszystkich produktów rolnych. Obserwatorzy odczytali
to - przy wszystkich zastrzeżeniach - jako gotowość Unii do
ustępstw.
Czym skończy się genewskie spotkanie, dowiemy się w
piątek.