Jeśli Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu uzna za zasadną skargę pani Thi-Nho Vo, która w skutek błędu lekarskiego straciła sześciomiesięczną ciążę, wówczas prawo do aborcji w wielu krajach Europy stanie pod znakiem zapytania.
Taka jest opinia np. brytyjskiego Stowarzyszenia Planowania Rodziny, które obawia się, że ewentualne zwycięstwo pani Vo w Strasburgu doprowadziłoby nawet do zakazania tabletek "dzień po" stosunku (nie mylić z pigułkami wczesnoporonnymi - tabletka "dzień po" uniemożliwia zagnieżdżenie się w macicy zapłodnionego jaja, a nie doprowadza do jego usunięcia).
Wczoraj Trybunał rozpoczął badanie sprawy, a czy ją w ogóle przyjmie zadecyduje za kilka miesięcy.
Pani Vo, Francuzka pochodzenia wietnamskiego, straciła ciążę przez pomyłkę. W 1991 r. zgłosiła się na badania okresowe do szpitala w Lyonie. Ginekolog nie mógł się z nią porozumieć (słabo mówiła po francusku) i wziął ją za inną kobietę, panią Thi Thanh Van Vo, której miał usunąć spiralę. Błędny zabieg doprowadził do przerwania worka owodniowego i konieczna była aborcja.
Ginekologa oskarżano o "nieumyślne zabójstwo". Sądy we Francji najpierw go uniewinniły, w II instancji został skazany na sześć miesięcy więzienia w zawieszeniu i 10 tys. franków (1500 euro) grzywny, a wreszcie wyrok w 1999 r. skasowano, uznając, że płód to nie człowiek i nie może być chroniony przez prawo. - Kto odważy się powiedzieć w twarz mojej klientce, że to, co nosiła w sobie, było tylko zbitką komórek - mówi adwokat, który w skardze do Trybunału powołał się na art. 2 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka o prawie do życia. Nie ukrywa, że liczy na sądowe uznanie, że życie ludzkie zaczyna się od poczęcia.
Obrońcy prawa do aborcji przyznają, że pani Vo została skrzywdzona, ale są kategorycznie przeciw objęciu płodu prawną ochroną. Ostatnio we Francji prawicowy rząd próbował ustanowić przestępstwo "nieumyślnego przerwania ciąży", ale po zdecydowanych protestach lewicy i pod naciskiem prezydenta Chiraca się z tego wycofał.