Babeszjoza, groźna choroba przenoszona przez kleszcze, atakuje psy. W Olsztynie zapada na nią każdego tygodnia kilkanaście zwierząt. Weterynarze apelują, by chronić psy przed pajęczakami.
Pierwszy przypadek babeszjozy weterynarze z kliniki w Kortowie odnotowali w lutym. Z każdym miesiącem liczba chorujących psów zwiększała się. - Teraz mamy nawet kilkanaście przypadków tej choroby w tygodniu - mówi dr Andrzej Pomianowski z zespołu chorób wewnętrznych kliniki weterynaryjnej w Kortowie.
Podobnie jest w całym regionie. Nikt jednak nie wie, ile zwierząt już zachorowało na babeszjozę, bo wojewódzki inspektorat weterynarii nie prowadzi związanych z tą chorobą statystyk. - Jest środek sezonu kleszczowego, pajęczaki są na trawach, krzakach, drzewach, naprawdę trudno uniknąć kontaktu z nimi - mówi doktor Marcin Raczyński, właściciel gabinetu weterynaryjnego przy ul. Partyzantów w Olsztynie. - A ponieważ większość kleszczy jest nosicielem babeszji, pierwotniaka, który wywołuję babeszjozę, choruje coraz więcej psów.
Babeszjoza jest chorobą, która pojawiła się w naszym regionie w 2000 roku. - Od tamtej pory występuje falami - w ubiegłym roku prawie nie występowała. Za to były przypadki dwa lata temu - mówi dr Pomianowski.
Teraz nastąpił prawdziwy wysyp. Co ważne, zarażone babeszją kleszcze żyją głównie we wschodniej Polsce. - W Toruniu odnotowano trzy przypadki babeszjozy, ale chorowały na nią psy, które były z właścicielami na Mazurach - mówi Pomianowski. - Dlatego turyści, którzy z psami wybierają się na Mazury, przed wyjazdem powinni zadbać o zdrowie psa i zabezpieczyć go przed ugryzieniem kleszczy - podkreśla lekarz.
Jak mówi, był zaskoczony, że dotąd tak mało się mówiło o lawinowym wzroście liczby zachorowań. Gdyby ludzie o niej wiedzieli, mogliby uratować swoje zwierzęta.
Babeszjoza jest dla psów chorobą śmiertelną. Pierwotniak, który ją wywołuje, atakuje czerwone krwinki we krwi zwierzęcia, to w konsekwencji powoduje skrajną anemię. - Chorego psa można uratować tylko w przypadku natychmiastowej interwencji lekarza - mówi Andrzej Pomianowski. - Dlatego warto zwracać uwagę nawet na najmniejsze objawy chorobowe, takie jak wysoka gorączka, osłabienie, żółtaczka [pies ma żółte oczy, czasami nawet skórę - red.] - wylicza weterynarz.
Ponieważ okres wylęgania choroby w organizmie psa trwa od dwóch tygodni nawet do kilku miesięcy, weterynarze przestrzegają, by nie lekceważyć nawet najmniejszych objawów - w leczeniu tej choroby czas odgrywa ogromną rolę.
Kurowanie chorego psa trwa kilkanaście dni i jest kosztowne. Weterynarze pocieszają, że można tych kosztów uniknąć, zapobiegając chorobie. Wystarczy założyć psu obrożę przeciwkleszczową albo skrapiając skórę specjalnymi preparatami dostępnymi w sklepach zoologicznych i gabinetach lekarskich. - Ryzyka zachorowania całkowicie nie da się uniknąć, ale takie zabiegi je minimalizują - mówi Marcin Raczyński.