"Według ekspertów Komisji Europejskiej, co roku tylko w obrębie UE ofiarą handlu ludźmi pada kilkaset tysięcy osób. Dla gangów to – po handlu bronią i narkotykami – trzecie największe źródło dochodów" - czytamy w najnowszym "Tygodniku Powszechnym". "Na twarzach ofiar nie ma szram, bo oprawcy biją tak, żeby nie było widać. Twarz i ciało muszą zarabiać" – pisze we wstrząsającym reportażu o handlu ludźmi w naszym kraju Elżbieta Isakiewicz.
"Handel ludźmi" nie jest pojęciem z XIX wieku, lecz mamy do czynienia z tym zjawiskiem tu i teraz. W Polsce. To nie tylko sprzedaż kobiet i dzieci na prostytucję, to także niewolnicza praca na plantacjach, zmuszanie ludzi do żebrania na ulicy, do kradzieży w sklepach czy do dokonywania oszustw kredytowych.
"Według ekspertów Komisji Europejskiej, co roku tylko w obrębie UE ofiarą handlu ludźmi pada kilkaset tysięcy osób. Dla gangów to – po handlu bronią i narkotykami – trzecie największe źródło dochodów" - pisze Elżbieta Isakowicz.
"Bywa, że handluje się człowiekiem, zanim ten się urodzi. Latem ubiegłego roku wielkopolska policja zatrzymuje łowcę brzuchów. Cennik werbunku: od 30 do 80 tys. dla kobiety, która deklaruje, że zajdzie w ciążę lub w niej jest. Terytorium werbunku: internet. Łowca usłyszy zarzut sprzedaży za prowizję 12 noworodków.(…)" - czytamy w "Tygodniku Powszechnym".
Innym przykładem "handlu ludźmi" jest znikanie dzieci z ośrodków dla cudzoziemców i z pogotowia opiekuńczego.
Agnieszka Morawska odnotowuje w raporcie zjawisko masowych zniknięć dzieci z takich placówek we wszystkich krajach europejskich. Jest niemal pewne, że nikomu się nie poskarżą. Handlarze manipulują ich emocjami, odurzają narkotykami, straszą więzieniem ("przecież wiesz, że to, co robisz, jest złe") i opuszczeniem ("przecież wiesz, że tylko ja kupuję ci ubrania i karmię"). Często między katem a ofiarą powstaje zapętlona więź współuzależnienia".