Awantura towarzyszyła wczorajszej (19 lutego br.) nadzwyczajnej debacie sejmowej poświeconej kryzysowi gospodarczemu. Początkowo nic nie zapowiadało zaostrzenia tonu debaty. Jacek Rostowski - minister finansów przedstawiał rządową receptę na kryzys. Ale po jego wystąpieniu na mównicę weszli przedstawiciele opozycji - Aleksandra Natalli-Świat (PiS) i Wojciech Olejniczak (SLD), którzy nie zostawili suchej nitki na rządowych planach walki z kryzysem.
Posłanka PiS zarzuciła rządowi m.in. doprowadzenie do wzrostu bezrobocia, nie wykorzystanie środków unijnych i upieranie się przy nierealistycznym budżecie, a poseł SLD zaproponował zwiększenie składki rentowej. Jacek Rostowski w odpowiedzi stwierdził - jeszcze spokojnie - że opozycja używa nierzetelnych danych i informacji.
Zaczęło się, gdy minister finansów zaznaczył: "Jeżeli PiS chce być poważnym partnerem w walce z kryzysem, to nie może być tak, że teoretycznie potencjalny premier nie jest na takiej debacie! Tydzień w Klarysewie ewidentnie nie wystarcza żeby pan prezes (Jarosław Kaczyński - przypomnienie red.) czuł się komfortowo mówiąc z tej trybuny w tych sprawach.". Prezes PiS nie pozostał dłużny: "Chciałbym wezwać rząd, a w szczególności ministra Rostowskiego, żeby zaczął walkę z kryzysem a nie walkę z PiS-em. My się nie damy sprowokować, będziemy stosować metodę, która zapowiedziałem w czasie kongresu (PiS) - przypomnienie red.), to znaczy nawet jeżeli ten zły język będzie używany przez innych, to my nie będziemy go używać".
Polska idzie, wedle wyjaśnień ministra, przez kryzys inną drogą niż inne kraje, ale też jego zdaniem nasza sytuacja jest inna. Minister Jacek Rostowski podkreślał, że polska gospodarka ma zdrowy system bankowy, choć jej słabością jest drogi dług państwowy. - W tym roku Polsce nie będzie łatwo sprzedawać obligacje Skarbu Państwa - powiedział. - Tylko w 2009 roku, żeby zrealizować nasz budżet, musimy pożyczyć 155 mld zł. Nasze potrzeby pożyczkowe są 8 razy większe niż nasz deficyt. Te pieniądze musimy zdobyć, sprzedając obligacje Skarbu Państwa - wyjaśniał.
- Musimy być jednak przygotowani także na scenariusze, w których będziemy zmuszeni wybrać mniejsze zło - zaznaczał minister. - Został przygotowany wariant awaryjny do budżetu na 2009 r. Dostosowaliśmy w nim wydatki do prognozy niskiego wzrostu na poziomie 1,7 proc. Jeśli będzie lepiej, to będziemy mogli wrócić do zapisów ustawy budżetowej - informował minister.
- Polska nie stanie się drugą Argentyną - zapowiadał minister finansów - a rząd Donalda Tuska nie zadłuży Polaków, tak jak czyniono to w przeszłości. - Polskę ominął kryzys bankowy; nie musieliśmy ratować żadnego banku, mimo to - jak podkreślił minister - rząd przygotował "ustawy na wypadek kryzysu bankowego w Polsce". Wśród nich wymienił: ustawę o Bankowym Funduszu Gwarancyjnym, zwiększającą gwarancje na depozyty bankowe do równowartości 50 tys. euro, oraz ustawę o instrumentach płynności sektora finansowego, zabezpieczającą finansowanie kredytów dla rodzin i przedsiębiorstw.
Minister podkreślił też, że wyjście Polski z kryzysu powinno być oparte na "rozruszaniu akcji kredytowej". - W normalnej sytuacji to domena NBP, a nie rządu. I tam powinny kierować się pytania o poziom kredytu - zaznaczył. Zapewnił jednak, że w razie "zatkania kanału kredytowego", rząd dokapitalizuje Bank Gospodarstwa Krajowego o 5 mld zł. Rostowski podpowiadał, że najlepszym lekarstwem na kryzysem jest wejście Polski do strefy euro. - Przykład słabości złotego, która zwiększyła znacząco nasze koszty obsługi długu, pokazuje jakie byłyby korzyści z wejścia do strefy euro. W tym roku, jeśli kurs pozostanie na poziomie 4,8 zł za euro, to będzie to kosztowało budżet państwa 1 mld 400 mln zł dodatkowych odsetek - ocenił minister finansów.
Powiedział też, że gdyby w Polsce obowiązywała europejska waluta, to nie istniałby problem opcji walutowych. - Takich opcji by nie było, gdybyśmy byli w strefie euro czy nawet w ERM2 - zaznaczył. Minister scharakteryzował też "filozofię polskiej drogi przez kryzys". - Po pierwsze: pragmatyzm, a nie dogmatyzm; po drugie: bez paniki; po trzecie: praktyczne polskie rozwiązania dla polskiej gospodarki; po czwarte: bezpieczeństwo - wyliczał.
W tym co mówił minister Jacek Rostowski (właściwe nazwisko - Jan Vincent-Rostowski) trzeba chyba się zgodzić, wystarczy bowiem spojrzeć za naszą wschodnią granicę - Rosja na próbach interwencyjnego oddziaływania przez bank centralny traci w obronie swej waluty około 1 mld dolarów dziennie. Do dziś Kreml wydał już ponad 200 mld dolarów na ratowanie rubla. Dlaczego? Bo działa taka zasada, że jeśli jednej instytucji (np. funduszowi hedgingowemu) uda się zarobić na grze walutami zaraz pojawiają się następni chętni. I dlatego - jak tłumaczył w sejmie jacek Rostowski - u nas nie będzie zadnych nerwowych decyzji. I jest w tym chyba sporo racji, trzeba zachować spokój bo i ze światowego rynku płyną do Polski dobre informacje, np. takie, że baryłka ropy naftowej kosztuje tylko 35 dolarów i być może będzie jeszcze tanieć. Co to oznacza dla rolników przed zbliżającą się wiosną - tego nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć.
8229971
1