Organizacje rolnicze i hodowcy apelują o poparcie w Sejmie rządowego projektu ustawy, który zawiera przepisy regulujące ubój rytualny. Od początku roku w Polsce nie ma przepisów, zezwalających na taki ubój.
Utrzymywanie zakazu uboju rytualnego powoduje utratę rynków i zagraża istnieniu 800 tys. polskich gospodarstw rolnych - mówił we wtorek na konferencji prasowej w Warszawie Sławomir Szyszka z Porozumienia Rolników, Związków i Organizacji Rolniczych województw wielkopolskiego, lubuskiego i kujawsko-pomorskiego. Szyszka wyjaśniał, że zagrożonych gospodarstw jest tak dużo, ponieważ praktycznie wszystkie, nie tylko te wyspecjalizowane, hodują krowy na sprzedaż.
Szyszka podkreślał, że od początku roku, kiedy wprowadzono zakaz, ceny żywca wołowego spadły dramatycznie. Według niego w samym tylko powiecie krotoszyńskim w Wielkopolsce straty sięgają 25 mln zł. Apelował też do posłów, by poparli rządowy projekt ustawy, zawierający przepisy dotyczące uboju rytualnego, bo - według niego - przeciwnicy używają argumentu, że na zakazie traci jedynie 80 rzeźni, a nie mówią o rzeszy 800 tys. gospodarstw produkujących bydło wołowe.
Prezes grupy producentów żywca wołowego "Farmer" Hieronim Marszałek szacował, że z powodu spadku cen spowodowanego zakazem uboju rytualnego, producenci tracą średnio na sztuce bydła 1000 zł. - Dziś nasza grupa sprzedaje żywca po 12 zł za kg, a w innych krajach Unii ceny są na poziomie 17-18 zł. Władze i przepisy mają pomagać rozwiązać ten problem. Jeśli się nie uda tego uregulować, to w następnej kolejności problemy będą ze zbożem i rzepakiem, a potem z mlekiem - mówił.
Rolniczka z Wielkopolski Wiesława Kwiecińska, która sprzedaje rocznie ok. 100 sztuk bydła szacowała swoje straty od początku roku na 200 tys. zł. Podkreślała, że zyski z hodowli bydła służyły w jej gospodarstwie do pokrywania strat z hodowli trzody chlewnej. - Przy tak niskich cenach bydła nie ma skąd dokładać. Cały czas doskonalimy gospodarstwo, bydło było dobrym rozwiązaniem, ale teraz przynosi duże straty. Ustawa to dla nas ostatnia deska ratunku - mówiła Kwiecińska.
Szyszka powiedział też, że kiedy rolnicy z powodu nieopłacalności zaprzestaną produkcji zwierzęcej, to staną się jednymi z najtańszych pracowników na rynku. - Jako tania siła robocza będziemy musieli komuś miejsce pracy zabrać. Rolnik będzie musiał odbierać pracę mieszkańcom miast - stwierdził.
Szef Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych i Organizacji Rolniczych Sławomir Izdebski zapowiedział z kolei, że jego organizacja zaczęła już mobilizować rolników, którzy w przypadku niekorzystnego głosowania w Sejmie z pewnością zaprotestują. - Każdy poseł, który zagłosuje przeciwko będzie miał wizytę w biurze poselskim, bo swoich wyborców lub wyborców kolegów wysyła na bruk - zapowiedział.
- Zabierając miejsca pracy rodakom dajemy je Niemcom i innym. Będziemy zrzeszać wszystkie organizacje, związane z rolnictwem i jego otoczeniem, tak, aby stało za nami 100 tys. ludzi, którzy w każdej chwili mogą się znaleźć w Warszawie - mówił też Izdebski.
Od 1 stycznia w Polsce nie ma przepisów, które zezwalałyby na ubój rytualny, czyli bez ogłuszania zwierząt. Wcześniej był on dokonywany na podstawie przepisów rozporządzenia ministra rolnictwa z 2004 r. Trybunał Konstytucyjny orzekł pod koniec listopada, że rozporządzenie jest jednak sprzeczne z ustawą o ochronie zwierząt, a przez to z konstytucją. Zgodnie z jego orzeczeniem zakwestionowany przepis rozporządzenia stracił moc 31 grudnia 2012 r.
W połowie maja rząd skierował do Sejmu projekt nowelizacji ustawy zezwalający na ubój rytualny. Uwzględnia on unijne przepisy dopuszczające ubój zwierząt dla celów religijnych, ale jednocześnie wprowadza bardziej restrykcyjne rozwiązania towarzyszące ubojowi.
9421437
1