Mimo unijnych dopłat, które już w około 50 proc. składają się na ogólne dochody polskich rolników, są one w większości niższe od tzw. dochodów parytetowych, czyli uzyskiwanych przez pracowników zatrudnionych w innych gałęziach gospodarki. Podstawową tego przyczyną jest mocno rozdrobniona struktura agrarna polskiego rolnictwa oraz ciągle - przy obecnym stanie techniki rolniczej - przynajmniej o połowę za duża liczba zatrudnionych.
Większość polskich gospodarstw rolnych nie ma przy tym istotnych związków z rynkiem, a tam, gdzie je ma, nie zdobyła równoprawnej pozycji przetargowej w porównaniu z innymi jego uczestnikami, takimi jak przetwórstwo płodów rolnych i handel. I te dwa ogniwa łańcucha żywnościowego przechwytują prawie wszystkie występujące w tym łańcuchu zyski. Takie jak marża skupowa, marża przetwórcza, marża hurtowa i wreszcie marża detaliczna.
Otóż wszystkie te marże może przechwycić rolnik, który swoje produkty przetwarza sam i sam je sprzedaje bezpośredniemu ich nabywcy. Na razie wielkość tej sprzedaży nie może przekraczać równowartości 20 tys. złotych, bo jeśli ją przekracza, to zostaje ona przez Urząd Skarbowy opodatkowana.
Oczywiście, sprzedaż bezpośrednia wymaga jakichś tam zabiegów organizacyjnych umożliwiających zarówno przetwarzanie płodów rolnych jak i ich późniejszy zbyt. Trudność polega choćby na znalezieniu notorycznego ich nabywcy.
Tymczasem wiele z tych trudności może uniknąć rolnik, który prowadzi gospodarstwo agroturystyczne. Wtedy do wszystkich wspomnianych wyżej marż może on sobie doliczyć jeszcze marżę hotelową i gastronomiczną.
Prowadzenie zyskownego gospodarstwa agroturystycznego nie jest jednak przedsięwzięciem łatwym. Wymaga ono, po pierwsze, podjęcia odpowiednich inwestycji, po drugie - stałego rozszerzania swojej oferty, której potrzeba wynika zarówno ze wzrastających wymagań agroturystów jak i konieczności sprostania pojawiającej się konkurencji. We współczesnej ofercie gospodarstwa agroturystycznego nie wystarcza już informacja, że w kwaterze dla letnika jest lustro, radio, a nawet suszarka do włosów, bo obecnie coraz częściej życzy on sobie sauny, siłowni czy dostępu do internetu. A są i tacy, którzy pytają o kort tenisowy czy basen, ba, zdarzają się też pytania o ... sejf, w którym mogliby bezpiecznie przechować swoje precjoza.
Mimo to agroturystyka pozostaje na razie jednym z głównych kierunków pozarolniczej działalności mieszkańców wsi. Gospodarstw agroturystycznych jest już w Polsce blisko 9 tys., podczas gdy dwadzieścia lat temu było ich trzy razy mniej. Np. na Dolnym Śląsku liczba takich gospodarstw zwiększyła się z 23 w roku 1993 do 630 w roku 2014.
Z badań prowadzonych przez Polską Akademię Nauk wynika, że w ofercie gospodarstw agroturystycznych, oczywiście oprócz noclegów, najczęściej pojawiają się takie dobra jak miejsce na grill i ognisko (97,7 proc.), możliwość korzystania z TVP (92,4 proc.), dostęp do internetu (74,2 proc.), plac zabaw dla dzieci (71,4 proc.). Co ciekawe, tylko 65,4 proc. gospodarstw agroturystycznych gwarantuje także ... wyżywienie. Zapewne wynika to z obawy o sprostanie gustom letnikom, którzy zresztą wolą czasami nie zdawać się na smak właścicieli gospodarstwa. Tacy turyści życzą więc sobie albo oddzielnej kuchni, albo przynajmniej niekrępującego dostępu do kuchni gospodarzy.
Rosnące wymagania letników nie zrażają zdecydowanej większości właścicieli gospodarstw agroturystycznych, skoro - jak wynika z badań PAN - aż 93 proc. z nich zamierza nadal rozwijać swoją działalność. Niektórzy przyznają się jednak, że czasami brakuje im już pomysłów.
Podstawowym magnesem przyciągającym agroturystów są turystyczne walory miejscowości, do której się udają. A więc bliskość morza, jezior, gór albo lasów, malowniczy pejzaż, czy szczególny, a korzystny dla zdrowia mikroklimat. Nie jest to jednak magnes jedyny. Współczesny człowiek poszukuje wrażeń także innej natury. Chce poznawać smaki nowych czy znacznie częściej raczej starych, charakterystycznych dla danego regionu potraw, interesuje go wzrastająca produkcja wina w polskich winnicach, niektórzy domagają się edukowania ich w produkcji i przetwórstwie płodów rolnych, jeszcze inni chcieliby poznać kulturę materialną wsi, jej tradycyjne zawody rękodzielnicze czy twórczość ludową. Dla sprostania tym nowym wymaganiom agroturystów zaczęły powstawać miejscowości tematyczne, wszak pojedyncze gospodarstwo nie jest w stanie im sprostać.
Równocześnie powstały tzw. szlaki kulinarne (np. Podkarpackie Smaki), na których w oberżach, gospodach, zajazdach, karczmach, zagrodach i gościńcach czekają na smakoszy świeże regionalne produkty sporządzone na podstawie bardzo czasem starych receptur przechowanych w zapiskach poprzednich pokoleń.
Te nowe formy agroturystyki określa się jako "turystykę emocji". W sumie umożliwia ona mieszkańcom miast poznanie zasobów obszarów wiejskich, a zajmują one aż 93,2 proc. terytorium Polski i mieszka na nich około 40 proc. ludności. Ludności coraz mniej różniącej się od mieszkańców miast, tyle, że mającej szczęście żyć w większej zgodzie z naturą i historią.
Edmund Szot