Jeszcze kilka lat temu wydawało się, że agonia Zakładów Mechanicznych Ursus i jego następców dobiega końca. Sztandarowa firma realnego socjalizmu przygotowywana do produkcji stu tysięcy ciągników, w ostatnich latach przypominała bardziej widmo niż to czego byliśmy przyzwyczajeni w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy to na akademiach i wiecach wygłaszano deklaracje i meldunki o dalszym wzroście produkcji a na wsi ustawiały się kolejki po asygnaty i promesy bo w normalnej sprzedaży na zapisy zakup ciągnika graniczył z cudem.
Dziś tak naprawdę nie wiadomo, co bardziej zaszkodziło staremu Ursusowi i jego kooperantów. Koszty transformacji, nieudolne zarządzanie czy też polityczno związkowy chocholi taniec wewnątrz firmy. Ursus słabł, rynek zaczęły zalewać importowane używane traktory. Ponieważ natura nie lubi próżni na rynku pojawiły się też nowe ciągniki z zachodu i wschodu Europy. Ruszyły montownie, pojawił się w przemyśle ciągnikowym obcy kapitał. Niestety poza kolebką polskiego przemysłu ciągnikowego. Administracyjne próby ratowania Ursusa, umorzenia i dofinansowania przynosiły więcej strat niż zmiany na lepsze, aż do czasu, gdy w Ursusie pojawiło się konsorcjum Bumar. Firma kojarzona dotąd bardziej z produkcji ciężkich maszyn budowlanych i produkcji specjalnej.
Zaangażowaniu się Bumaru w produkcje ciągników przyglądano się z mieszanymi uczuciami. Jednak, co nie udało się kolejnym rządom i ministrom Bumarowi jako inwestorowi w nowe przedsięwzięcie pod nazwą Ursus Sp. z o.o. zaczyna wychodzić całkiem dobrze. Dzisiaj na niewielkiej części dawnych Zakładów Mechanicznych kilkaset osób produkuje ciągniki bez strat dla państwa i inwestora. Plan produkcji na ten rok zakłada wyprodukowanie 3 500 ciągników, z czego tysiąc sprzedano do końca kwietnia. To znaczy, że popyt rośnie. Zainteresowanie produkcją Ursusa poza granicami kraju też. Być może w tym roku uda się sprzedać do Nigerii dodatkowo 2500 ciągników. Ujawniają się nowe rynki. Zaskoczeniem dla kierownictwa Ursusa okazało się pojawienie się popytu na rynku rosyjskim, choć wcześniej obserwowano pojawienie się popytu w innych krajach byłego Związku Radzieckiego. Praktycznie dzisiaj Spółka jest w stanie podwoić produkcję gdyby popyt wewnętrzny i eksport znacząco wzrósł. Widomym skutkiem pewnego powrotu Ursusa na rynek jest zainteresowanie kooperantów firmy, którzy jeszcze w ubiegłym roku podchodzili do współpracy z nową firmą ostrożnie karząc sobie płacić gotówka za dostawy kooperacyjne. Dziś już współpraca miedzy nimi opiera się na normalnych zasadach a liczba firm szukających związku ze Spółką rośnie.
Ubiegłoroczny zysk firmy osiągnięty praktyczne w ostatnim kwartale wyniósł 930 tys. zł netto, co biorąc pod uwagę fakt, że był to rok dla spółki startowy jest wynikiem niezłym.
W Ursusie mówią, że produkują ciągniki z tzw. średniej półki, a więc najbardziej potrzebne i oczekiwane. Produkt sprawdzony, prosty w obsłudze, z dostępnym praktyczne na całym świecie serwisem. Zakup licencji u Massey Fergusona w tak zwanej epoce gierkowskiej patrząc z perspektywy trzydziestu lat okazał się strzałem w dziesiątkę.
Jan Olszewski Prezes Zarządu Ursus Sp. z o.o. z optymizmem patrzy w przeszłość. Ma jednak jak mówi zawsze na względzie tradycje i wcześniejsze dokonania starego Ursusa. Na co dzień o tym nie myślimy – mówi, – lecz gdy zajmujemy się produkcją, obrotem gospodarczym, czy też jesteśmy konsumentem, świadomie lub podświadomie korzystamy ze znaku towarowego. Wśród znaków towarowych w Polsce Ursus zajmuje czołową pozycję wśród przedsiębiorstw przemysłu maszynowego. Bierze się to z przywiązania do marki, ze znajomości marki a przede wszystkim ocena jakości produktu. Znak oparł się zawirowaniom wokół firmy, nie zaszkodził mu przełom gospodarczy, który w ostatnich latach wykosił wiele marek z rynku. Udział Ursusa w rynku ciągnikowym w Polsce rośnie i będzie rósł.
Czy Ursus obawia się konkurencji, która jest przecież immanentną cecha gospodarki rynkowej. Prezes Olszewski mówi, że konkurencja ma dobry wpływ na producenta. Konkurencji nie trzeba się bać. Bez niej nie ma rozwoju. W Polsce pracuje dziś około 1,1 mln traktorów. Zdecydowana większość z nich to jednak ciągniki z fabryki w Ursusie. Mają dzisiaj po dwadzieścia, trzydzieści lat i muszą podlegać wymianie. Nie produkuje się już dzisiaj tak popularnych kiedyś C330 i C360. Polski rolnik musi otrzymać nowy produkt w porównywalnej klasie, niezawodności i prostocie.
Zwiększony popyt, jaki pojawił się na początku tego roku spowodowany był przede wszystkim zapowiedzią wprowadzenia podatku VAT na ciągniki. Praktycznie jednak zapotrzebowanie polskiej wsi na ciągniki jest znacznie większe od ujawnionego dziś popytu. W Ursusie są przekonani, że popyt ten w najbliższym czasie znacznie się zwiększy, zwłaszcza, gdy rolnicy szerzej sięgną po środki unijne. Wprowadzenie zaś VAT-u nie powinno zachwiać w przyszłości rynkiem ciągnikowym. Wcześniej czy później – twierdzi Prezes Olszewski – rolnicy przekonają się, że sprzedając swoje produkty obciążone tym podatkiem znaczną część tego podatku odzyskają przy zakupie traktorów. Prezes Olszewski uważa, że nie wrócą już czasy, kiedy Ursus pokrywał ponad 80 proc. zapotrzebowania na ciągniki. Jemu marzy się zaspakajanie w najbliższym czasie 30 proc. krajowego popytu, co jego zdaniem stworzy firmie perspektywy stabilizacji na lata. Wierzy także w to, że doświadczenie i tradycja pozwolą wrócić firmie na światowe rynki. Ursus może w niedługim czasie znaleźć się wśród liderów polskiego eksportu.