Słyszysz: pestycydy, myślisz: chemia, trucizna. I masz rację, ale nie do końca. Kanadyjscy naukowcy wymyślili... pestycydy ekologiczne. To nic innego jak olejki eteryczne uzyskane z ziół, zmieszane z wodą. Takie środki mają zabezpieczyć uprawy przed szkodnikami. Zalety? Oczywiste. Nie trują się rolnicy opryskujący pola, nie trujemy się my, zjadając to, co na polu wyrosło. Wada: eko-pestycydy działają krótko, niektóre zaledwie kilka godzin. Nie są odporne na słońce (parują), na deszcz (wypłukują się). Trzeba więc używać ich więcej i opryskiwać plantacje częściej. Ich moc też jest różna, w zależności od użytych ziół. Na niektóre szkodniki działają odstraszająco, niektóre nawet uśmiercają. I, jak podkreślają ich wynalazcy, raczej nie grozi nam, że owady się na nie uodpornią, a tak właśnie dzieje się często ze środkami chemicznymi. Kanadyjczycy są też zdania, że wykorzystanie „killer spice” (tak ochrzciła wynalazek prasa) nie ograniczy się tylko do pól uprawnych. Obiecuj, że będzie można używać tych środków w domu, by odstraszyć na przykład komary. Mamy tym też zastąpić chemiczne odstraszacze pcheł i kleszczy u psów i kotów. Pytanie tylko, czy domowych pupili trzeba będzie, tak jak plantację truskawek, opryskiwać co parę godzin…