Rząd wydaje miliony na walkę z chorobą BSE, ale może doprowadzić do upadku firm, bez których tej walki nie wygra. Sprawa pozornie jest błaha, bo dotyczy tylko dziewięciu firm w Polsce. Jednak bez tej dziewiątki zwłoki padłych zwierząt walałyby się po polach i lasach i byłyby potencjalnym źródłem rozprzestrzeniania się chorób w kraju, w tym - wśród ludzi - śmiertelnej choroby Creutzfeldta-Jakoba.
Zgodnie z obowiązującymi przepisami, jeśli w gospodarstwie padnie np. krowa, rolnik zawiadamia zakład utylizacyjny, by ją zabrał. Takich firm jest w kraju dziewięć. Firma na własny koszt zwozi padlinę do zakładu i tam przerabia na mączkę.
Kiedyś tę mączkę sprzedawała na paszę dla zwierząt, ale od dwóch lat (na skutek wykrycia powiązań między karmieniem krów mączką a rozwojem choroby BSE u zwierząt i Creutzfeldta-Jakoba u ludzi) w Polsce obowiązuje zakaz karmienia zwierząt mączką. Dlatego teraz całą operację finansuje budżet państwa - pokrywa koszty odbioru padłych zwierząt od rolników, utylizacji i spalania. Tylko tak można uniknąć dzikiej utylizacji, czyli - mówiąc wprost - wyrzucania padliny do lasu lub karmienia nią zwierząt.
Urzędy wyjątkowo ślamazarnie wypłacają pieniądze firmom utylizacyjnym. W zeszłym roku dopiero w maju Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa (ARiMR) podpisała umowy z firmami, a zwrot wydatków ponoszonych od początku roku zakłady dostały w lipcu. Zaciągały więc kredyty, by móc przez pierwsze miesiące roku funkcjonować, a do tego, kiedy w lipcu dostały zwrot pieniędzy, od razu musiały zapłacić podatek od bardzo wysokiego w tym miesiącu dochodu. To doprowadziło do tego, że już w zeszłym roku dwa zakłady upadły.
Dlatego w listopadzie 2004 r. zakłady utylizacyjne zwróciły się do ARiMR z propozycją przyspieszenia podpisywania umów na rok 2005. Agencja uznała jednak, że "jest zbyt wcześnie, aby rozmawiać o planowanych dopłatach", i odmówiła udziału w spotkaniu. Zakłady zagroziły, że zażądają opłat od rolników za odbiór padłych zwierząt, a to mogłoby doprowadzić do gwałtownego spadku liczby padliny.
- Kiedyś odbieraliśmy średnio po jednej krowie w miesiącu, dziś z tego samego terenu zbieramy po kilkanaście sztuk miesięcznie - mówi Franciszek Kurowski, właściciel jednego z zakładów. - Nie dlatego, że teraz więcej krów pada, tylko po prostu rolnikom nie opłaca się tego ukrywać i wywozić do lasu.
Z roku na rok Agencja przyspiesza termin podpisywania umów - w 2003 r. zrobiła to w lipcu, w 2004 r. w maju, w tym roku - jak udało nam się ustalić - zrobi to prawdopodobnie w marcu. Dopiero wtedy Agencja będzie miała zatwierdzony przez ministra finansów plan finansowy na ten rok.
- Zdajemy sobie sprawę z problemów firm utylizacyjnych, ale nas obowiązuje ustawa budżetowa - mówi dyrektor Maria Lewandowska z ARiMR. - Nie mogliśmy podpisać umów w grudniu, jak tego chciały zakłady, skoro dopiero 10 stycznia tego roku dowiedzieliśmy się, że będą dopłaty z budżetu do utylizacji padliny.
Średni koszt przetworzenia tony odpadów wynosi ok. 400 zł. W tym roku na utylizację wszystkich odpadów mięsnych (padliny i tych z zakładów mięsnych) budżet przeznacza ok. 31,5 mln zł.