W polskim pszczelarstwie od lat nic się nie zmienia.
Ile pieniędzy wydaje statystyczny Polak na alkohol? Ano, 66 zł miesięcznie. Za to na jeden z najzdrowszych produktów żywnościowych, jakim obdarzyła nas matka-natura, – zaledwie 3,82 zł rocznie. Przeciętny Polak zjada bowiem 20 dag miodu w ciągu roku, podczas, gdy np. Niemiec dziesięciokrotnie więcej. Nic więc dziwnego, że pszczelarstwo staje się powoli swoistym hobby nielicznych pasjonatów, którzy koncentrują się głównie na produkcji miodu, nie potrafiąc, bądź nie chcąc wykorzystać w pełni pracowitości pszczół. Produkują one bowiem oprócz miodu także pyłek kwiatowy, mleczko pszczele i trutowe, propolis i wosk, czyli cenne surowce dla przemysłu spożywczego, farmaceutycznego i kosmetycznego, a nawet paszowego. Po śmierci te owady służyć mogą jako składnik wysokogatunkowych pasz. Oprócz tego nie do przecenienia jest wpływ pszczół na plonowanie roślin. W Polsce nie powstał jednak, jak dotąd, model profesjonalnej gospodarki pasiecznej, za to powszechne stosowanie chemii w gospodarce rolnej przyczyniło się w znacznym stopniu do jej upadku (masowe wytrucie pszczół). Rozwój przemysłu farmaceutycznego, opartego na lekach syntetycznych sprawił, że zabrakło zainteresowanych leczniczymi produktami pszczelimi. Toteż w pszczelarstwie od lat nie słychać o żadnych nowych rozwiązaniach, niemal każda pasieka stosuje różne typy uli, co uniemożliwia wprowadzanie postępu technicznego. W efekcie dzisiejsi pszczelarze twierdzą, że o utrzymaniu rodziny z produkcji miodu może mówić dopiero pasiecznik, posiadający co najmniej 100 pni. A i temu nie jest łatwo, bo lepiej zorganizowani producenci europejscy produkują i sprzedają swoje produkty taniej i stanowią dla naszych poważną konkurencję. Na razie polskich pszczelarzy chronią cła, ale po wejściu do Unii Europejskiej konkurencja ta może okazać się zabójcza. O ile, oczywiście, nic się w polskim pszczelarstwie nie zmieni...