Po wielu miesiącach obietnic, 12 maja rząd przyjął projekt nowelizacji ustawy o paszach, wprowadzającej moratorium na import modyfikowanych surowców paszowych. Za wcześnie jednak, by się cieszyć: to dopiero początek drogi. Żeby szkodliwy zakaz nie wszedł w życie 12 sierpnia br., ustawa musi przed wakacjami zostać przyjęta przez Sejm i zyskać akceptację prezydenta. Nie wiadomo, czy uda się wygrać wyścig z czasem. Nie jest pewne, jak zachowa się głowa państwa.
Przed dwoma laty Sejm RP zdecydował, że 12 sierpnia 2008 r. wejdzie w życie całkowity zakaz importu i stosowania na terenie Rzeczypospolitej Polskiej pasz opartych na roślinach genetycznie modyfikowanych. Zakaz ten dotyczy również modyfikowanych surowców, m.in. śruty sojowej.
Pasze sporządzane w oparciu o modyfikowaną śrutę sojową są od dawna stosowane nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie. Żadne badania nie wykazały ich szkodliwości; nie można w żaden sposób traktować ich jako pasz gorszych od opartych na roślinach niemodyfikowanych. Są za to tańsze i pozwalają na opłacalną produkcję mięsa. Obecnie około 90 procent pasz stosowanych przez polskich producentów zawiera składniki modyfikowane genetycznie. Wprowadzona do ustawy o paszach regulacja jest sprzeczna z prawem unijnym, co podkreślała już Komisja Europejska.
Polscy hodowcy i producenci mówią otwarcie: jeśli zakaz nie zostanie zniesiony, grozi im bankructwo. Znacząco wzrosną koszty produkcji, a polski rynek zaleje mięso z innych krajów Unii – pochodzące w dodatku ze zwierząt karmionych paszami GMO. Zakaz bije również w inne sektory, m.in. w transport i branżę portową. Jest to zrozumiałe, zważywszy, że na dzień dzisiejszy Polska importuje rocznie ok. 2 mln ton modyfikowanych substancji paszowych.
Jeśli posłom nie uda się zmienić prawa przed wakacjami, być może czeka nas czarny scenariusz. 12 sierpnia statki przestaną przywozić do polskich portów modyfikowaną śrutę sojową. Polscy producenci pasz będą zmuszeni korzystać z surowców niemodyfikowanych, droższych i produkowanych na nieporównanie mniejszą skalę, niż modyfikowane genetycznie. W rezultacie – co nietrudno przewidzieć – ceny śruty niemodyfikowanej pójdą znacznie do góry: zapotrzebowanie polskiego rynku to 2 mln ton. Znacznie zwiększą się koszty hodowli zwierząt i produkcji mięsa. Odczują to również konsumenci: według prof. dr hab. Franciszka Brzózki z Instytutu Zootechniki w Krakowie, może nastąpić obniżenie opłacalności produkcji mięsa wieprzowego do 30 proc., a drobiowego do 10 proc.
Zakaz importu modyfikowanych surowców paszowych to groźba upadłości tysięcy producentów i groźba bezrobocia dla dziesiątków tysięcy pracowników. Wystarczy spojrzeć na dane, obrazujące skalę zatrudnienia w przemyśle paszowym i mięsnym. Przy przemysłowej produkcji pasz w Polsce zatrudnionych jest około 10 000 osób; do tego trzeba dodać 15 000 ferm drobiarskich, zatrudniających średnio 3 osoby (łącznie 45 000) i 660 000 gospodarstw hodujących trzodę chlewną, przeciętnie 3-osobowych (1 900 000). Liczbę zatrudnionych w przetwórstwie mięsnym można szacunkowo ocenić na około 100 000 osób. Prócz tego zakaz uderzy w polskie porty – kilkaset osób zatrudnionych w portowych elewatorach zbożowych może liczyć się z utratą pracy.
Tempo prac nad nowelizacją ustawy o paszach – składającą się notabene z dwóch zdań – było bardzo powolne. Choć przedstawiciele branży cały czas słyszeli, że skierowanie do Sejmu projektu nastąpi lada moment, Rada Ministrów przyjęła projekt dopiero 12 maja. Jeżeli Sejm również przyjmie takie tempo prac nad ustawą, to o jej uchwaleniu przed wakacjami można zapomnieć.
Przedstawiciele producentów i hodowców zwracali się w specjalnym liście do Marszałka Sejmu, by potraktował projekt nowelizacji jako pilny. Nie wiadomo, czy tak się stanie. Zakładając wariant optymistyczny (acz bardzo mało realny), ustawa mogłaby zostać przyjęta na posiedzeniu Sejmu w dniach 28-30 maja. Senat rozpatrzyłby ją dopiero na posiedzeniu 25-26 czerwca. Stąd ustawa może wrócić do Sejmu, jeśli senatorowie wprowadzą do niej poprawki. Jeśli nie – trafi do Kancelarii Prezydenta RP. Prezydent ma 21 dni na podjęcie decyzji. Jeżeli podejmie pozytywną decyzję, ustawa może zostać podpisana w połowie lipca. Wówczas zakaz zostanie uchylony.
Warto jeszcze raz podkreślić: to wariant mało realny, zakładający, że ustawa przechodzi przez parlament w szybkim tempie i nie budzi zastrzeżeń prezydenta. Jeśli jednak posłowie zajmą się projektem dopiero podczas posiedzenia 11-13 czerwca, to senatorowie zajmą się ustawą dopiero 9-10 lipca. Jeżeli Senat zechce wprowadzić jakiekolwiek poprawki, a prezydent skorzysta z prawa weta – wyścig z czasem zostanie przegrany.
Producenci i hodowcy mają nadzieję, że zapewnienia Marszałka Sejmu, iż problemy polskiego rolnictwa są mu bliskie, nie są tylko pustymi słowami. Liczą, że projekt rzeczywiście zostanie potraktowany priorytetowo. Mają również nadzieję, że prezydent Lech Kaczyński nie będzie zwlekał z podpisaniem nowelizacji. Środowisko polityczne, z którego wywodzi się Pan Prezydent, opowiadało się wielokrotnie za zamknięciem polskiego rynku dla produktów modyfikowanych genetycznie. Tysiące polskich hodowców i producentów mają jednak nadzieję, że interes polskiego rolnictwa, byt dziesiątków tysięcy polskich rodzin przeważy nad uprzedzeniami. Producenci i hodowcy gotowi są do spotkania z prezydentem i przedstawienia mu argumentów przemawiających za jak najszybszym podpisaniem nowelizacji.
Przyjęty przez rząd projekt nie znosi nierozsądnego zakazu, a tylko wprowadza moratorium na jego obowiązywanie do końca 2011 r. Nie jest to rozwiązanie dobre, ale w obecnym czasie nie ma już czasu na dyskusję. Priorytetem jest wygranie wyścigu z czasem i uchylenie groźnego zapisu ustawy o paszach jeszcze przed wakacjami. Nowelizacja da ponad trzy lata na spokojną, rzeczową dyskusję na temat stereotypów związanych z substancjami GMO. Teraz jednak nie ma czasu do stracenia.
9103664
1