Od początku stycznia – jak za dawnych lat – w lasach i przydrożnych rowach można się natknąć na porzucone padłe zwierzęta. Rolnicy zgłaszają wprawdzie zakładom utylizacyjnym przypadki padnięć zwierząt w swoich gospodarstwach, ale gdy dowiadują się ile będzie kosztowała utylizacja często rezygnują z ich usługi.
Problem wziął się stąd, że ARiMR, która dotychczas pokrywała większość kosztów transportu i utylizacji padłych zwierząt – nie podpisała dotąd z zakładami utylizacyjnymi umów gwarantujących takie dopłaty również w tym roku.
A był na to czas, bowiem jest już od roku jest unijne rozporządzenie na podstawie którego można było przygotować odpowiednie prawo umożliwiające zawarcie takich umów. Niestety, wadliwe polskie rozporządzenie w tej sprawie z maja ubiegłego roku zostało znowelizowane dopiero w grudniu. Obowiązuje ono wprawdzie od 1 stycznia br., ale bez umów regulujących zasady udzielania pomocy finansowej za usługi utylizacyjne.
Zakłady nie chcą odbierać padłych zwierząt od rolników. I żądają pełnej opłaty ze strony rolników. Boją się, że potem ARiMR może nie zwrócić im kosztów. Agencja wysłała projekty umów i oferty finansowe do firm utylizacyjnych, ale te nie chcą ich zaakceptować, ponieważ uważają, że nie zabezpieczają im one równych praw.
Wszystko wskazuje na to, że wbrew obietnicy ARiMR, umowy nie będą podpisane do 25 stycznia. Branża utylizacyjna zapowiada protest i całkowite zaprzestanie odbierania padłych zwierząt do czasu podpisania umów dla warunków korzystnych dla obydwu stron. Brak porozumienia między agencją a firmami utylizacyjnymi i przedłużanie tych procedur grozi tysiącami padłych zwierząt porzuconych przez rolników w różnych „ustronnych” miejscach. Będzie to bardzo niebezpieczne dla środowiska i produkcji żywności.