Od 1 kwietnia polskie truskawki, wiśnie, czarne porzeczki i inne owoce mogą być wwożone do krajów Unii Europejskiej z zerową stawka celną. Jest to kolejny krok w kierunku całkowitej liberalizacji handlu, która zacznie obowiązywać po naszym wejściu do UE.
Polska jest europejskim potentatem w produkcji mrożonych owoców jagodowych i wiśni. Zajmujemy również czołową pozycję wśród producentów warzyw i owoców.
Naszą specjalnością są truskawki, wiśnie oraz czarne porzeczki. Kiedy zbiory porzeczek w Polsce są wysokie, wówczas ceny tych owoców spadają w całej Europie – mówi Jan Świetlik z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej.
Od lat owoce, sprzedawane w formie mrożonek, stanowią ważną pozycję w eksporcie produktów rolnych. Obecnie jego wartość przekracza 700 mln dolarów, co stanowi 25 proc. wartości sprzedaży zagranicznej wszystkich artykułów rolno-spożywczych. Z powodu barier celnych stawianych przez kraje Unii Europejskiej ich głównymi odbiorcami były do tej pory Rosja i kraje CEFT-y.
Objęcie owoców i mrożonek zerową stawką celną otwiera nowe rynki przed polskimi producentami – mówi Jan Świetlik – Żeby jednak wykorzystać tę szansę, musimy zaoferować zachodnim odbiorcom produkt bardzo dobrej jakości, posiadający odpowiednie atesty. Unijne normy wymagają kontrolowania owoców już na plantacji.
I właśnie to może przysporzyć polskim producentom sporo problemów. Uprawą owoców zajmuje się aż 350 tys. gospodarstw, z czego tylko 25 tys. prowadzi produkcję towarową. Powierzchnia pozostałych ogrodów nie przekracza kilku hektarów. Tak duże rozdrobnienie utrudnia kontrolę jakości owoców.
Odbiorca w Unii wymaga produktu jednorodnego, tej samej odmiany, najlepiej pochodzącego z jednej plantacji. Chce on również wiedzieć, jakie nawozy i środki ochrony roślin wykorzystano przy ich uprawie – mówi Jan Świetlik.
Zdaniem Andrzeja Jachimka, wiceprezesa Chłodni Igloopol, która wysyła na eksport 85 proc. swojej produkcji, problem ten można rozwiązać poprzez kontraktację dostaw z plantatorami.
W tej branży nie można działać w inny sposób. Przy tak dużym rozdrobnieniu rynek jest bardzo podatny na wahania cen. Przystępując do skupu, nigdy nie mamy pewności, ile rolnicy zażądają za swój towar – mówi.
Jego zdaniem, największym problemem, przed jakim stoi cała branża, jest brak wsparcia ze strony sektora finansowego.
Mamy rynki zbytu. Po zniesieniu ceł w UE możliwości jeszcze się zwiększą. Specyfika tej branży polega jednak na tym, że skupujemy produkty przez dwa, trzy miesiące, a sprzedajemy przez cały rok. W czasie, gdy pieniądze są zamrożone, potrzebujemy wsparcia instytucji finansowych – mówi Andrzej Jachimek.