Nie grozi nam jeszcze klęska urodzaju, ale... Według szacunków Polskiej Izby Zbożowo-Paszowej rolnicy mogą zebrać w tym roku blisko 26,6 mln ton ziarna, czyli o ponad 3 mln ton więcej niż w poprzednie żniwa.
Nawet bardzo ostrożni w okazywaniu optymizmu rolnicy mówią, że "zanosi się na średnio dobry rok". Pierwsze oficjalne szacunki dotyczące tegorocznych zbiorów GUS ogłosi około 20 lipca.
Tak jak pisaliśmy wcześniej (prognozując zmiany cen po wejściu Polski do Unii), cena zboża będzie zależała od urodzaju. Zboże z tegorocznych zbiorów będzie więc tańsze od tego z poprzedniego sezonu. Jednak paradoksalnie ta duża podaż wcale nie będzie oznaczała spadku cen w okresie żniw w porównaniu z rokiem poprzednim.
Owszem, sprzedający, czyli rolnicy, dostaną za pszenicę mniej niż w zeszłym roku. Wówczas bowiem do ceny rynkowej, czyli 440 zł za tonę, otrzymywali jeszcze 110 zł dopłaty od Agencji Rynku Rolnego - w sumie więc "wyciągali" 550 zł za tonę.
Kupujący, czyli przetwórcy i handlowcy, zapłacą jednak więcej niż owe 440 zł sprzed roku, bo trzeba założyć, że rolnicy nie zechcą sprzedawać ziarna za cenę niższą od tej, którą po 1 listopada zaoferuje im Agencja Rynku Rolnego. Zgodnie z zasadami unijnej interwencji na rynku zbóż, po 1 listopada ARR będzie musiała kupić każdą tonę, byle dobrej jakości, po 101,31 euro, czyli ok. 470 zł.
Dlatego eksperci z branży przewidują, że cena skupu pszenicy w okresie żniw będzie się wahała od 470 do 500 zł za tonę przy obecnym założeniu, że będzie to rok urodzajny (chociaż w poszczególnych regionach cena może spadać lub rosnąć bardziej). Po Nowym Roku ceny będą szły w górę, ale bardzo łagodnie i w rezultacie na przednówku 2005 roku zboże będzie tańsze o 10-20 proc. niż dziś. Teraz za tonę pszenicy trzeba zapłacić 720-740 zł.
Zbiory będą wysokie, bo pogoda sprzyja rolnikom. Niezbyt mroźna, za to śnieżna zima sprawiła, że zboże siane jesienią, tzw. ozime, przetrwało chłodne miesiące w bardzo dobrej kondycji. Wiosna jest dość wczesna, ciepła i wilgotna, meteorolodzy zaś na razie nie zapowiadają suszy (a to właśnie majowa susza wykończyła zeszłoroczne zboże).
Do tego rolnicy obsiali zbożami znacznie więcej hektarów pól niż w zeszłym roku. Na zeszłorocznych zbożach dobrze bowiem zarobili - ceny szybko szły w górę i do dziś na tym wysokim poziomie się utrzymują.
Swoje zrobiła też perspektywa unijnych dopłat bezpośrednich, jakie zaczną w tym roku dostawać rolnicy. Należą się one wprawdzie do każdego uprawianego hektara ziemi, ale do upraw zbożowych są dwa razy wyższe niż np. do hektara ziemniaków czy buraków. To wszystko sprawiło, że według danych GUS w stosunku do zeszłego roku obszar upraw zbożowych zwiększył się o 0,2 mln ha i wynosi 8,4 mln ha.
Zboże z większych zbiorów trafi jednak na wyjątkowo wygłodniały rynek. Mijający sezon był tak kiepski, że lato zastanie przetwórców z kompletnie pustymi magazynami - rzucą się więc na nowe, tańsze ziarno z zapałem, by nagromadzić sobie zboża na zapas.
Do akcji wkroczą też na pewno handlowcy, licząc na tańsze zakupy w czasie żniw i dobry zarobek na późniejszej sprzedaży (w mijającym sezonie na takiej transakcji robili kokosowe interesy). Ta aktywność pośredników i przetwórców nie pozwoli cenom mocno spaść.
Ale tu uwaga! Właśnie weszliśmy w unijny system handlu zbożem, co oznacza, że skończyła się samodzielność eksportowa. Nie będzie można na przykład dogadać się z odbiorcą na Ukrainie, ustalić z nim cenę i sprzedać mu polski towar (a ceny np. mąki są tam o 80 proc. wyższe niż u nas).
Od 1 maja taki zupełnie swobodny handel jest możliwy tylko na obszarze Unii. Na sprzedaż poza jej granice trzeba uzyskać specjalne zezwolenie, tzw. licencję. Firma, która chce sprzedać zboże na Ukrainę będzie musiała każdorazowo wystąpić do Brukseli o wydanie licencji na daną transakcję.
Co tydzień w Brukseli zbiera się Komitet ds. Rynków Zbóż i ocenia, czy zgłoszone transakcje są korzystne dla unijnego rynku zbożowego. Jeśli uzna, że nie, bo np. cena jest zbyt niska, to zgody nie da. Ale jeśli transakcja go zadowoli, to może nawet dać dopłaty do eksportu.