Jeszcze gorzej jest z mocznikiem, który będzie potrzebny rolnikom już za
kilka dni. Tymczasem magazyny są puste, sprzedaż odbywa się na zapisy, a czekać
trzeba nawet kilka tygodni. Bywały już lata, że nasze zakłady chemiczne wysyłały
nawozy za granicę, a w kraju towaru brakowało. Tak będzie chyba i tym razem –
komentują handlowcy. Brakuje nawet mocznika importowanego ze wschodu, który
chociaż gorszej jakości, ale był znacznie tańszy. Teraz importowany z Rosji,
Ukrainy czy Litwy firmy sprowadzają po 590 zł/t, a do sprzedaży oferują po
650–660 zł/t. To niewiele mniej niż kosztuje krajowe, dlatego chętnych mało. Jak
na razie żadnego kłopotu nie ma tylko z najdroższymi nawozami
wieloskładnikowymi.
Mocznik to dla rolników nawóz podstawowy, ale jego
sprzedaż gwałtownie rośnie tylko wiosną. Wtedy mogą pojawiać się problemy z
ciągłością dostaw – komentują wytwórcy, ale dodają że produkcja idzie pełną
parą.
W tym roku nie mamy co liczyć na wzrost zużycia nawozów – mówią
eksperci. Rolnicy nie mają pieniędzy. Mało kto decyduje się także na
kredytowanie, bo miesięcznie cena nawozów wzrasta wtedy o ponad 1
proc.