Miał być dobry interes, zrobił się kłopot. Chodzi o producentów siana. Rolnicy, którzy starają się o dopłaty zobowiązani są nie tylko do wykaszania łąk, ale i zbierania siana z pól. To, co początkowo nie stanowiło problemu, rok po wejściu Polski do Unii problemem się stało. Stodoły i obory są pełne siana, z którym nie wiadomo co zrobić.
Większość ziemi w gminie Stepnica to tereny podmokłe. Trudno tu uprawiać zboże. Dlatego gospodarze od lat żyli z łąk. Państwo Kierzynkowscy z Gąsierzyna uprawiają 50 hektarów. Zawsze kosili łąki, zawsze prowadziliśmy sprzedaż siana i produkcję zwierząt. „Zawsze” skończyło się w ubiegłym roku, kiedy Bruksela zaczęła płacić za wykaszanie łąk.
Nagle wszyscy zaczęli kosić i wszyscy zaczęli sprzedawać. Kiedyś to był towar deficytowy, a teraz jest nadmiar siana. Państwo Kierzynkowscy i tak mogą mówić o szczęściu - zostało im siano z zaledwie 20 hektarów, resztę sprzedali dużej stadninie koni. Problem w tym, że taki kontrakt to rzadkość, bo stadniny, zwłaszcza te mniejsze, też już nie chcą kupować siana. Mają własne łąki i dopłaty. Piotr Barbarski: - Korzystamy w większości ze swoich zbiorów.
Jeśli brakuje to dokupujemy. Zawsze mamy zapasy swojej paszy i swojej ściółki na 3 do 4 miesięcy. Rolnicy mają więc problemy. Np. w Piaskach Małych zbiory z ponad 100 hektarów zagospodarowali w zaledwie 10 procentach. Na razie upychają siano gdzie się da, najczęściej w stodołach i oborach, choć nie jest to zgodne z obowiązującymi w Polsce wymogami przeciwpożarowymi. Zdeterminowani rolnicy poprosili o pomoc wójta. Jednak, choć uruchomił wszystkie swoje kontakty i obdzwonił pół Polski, na razie nic nie wskórał. Wyganowski: - W tej chwili nawiązaliśmy kontakt ze stroną niemiecką poprzez polskie konsulaty i ambasady, ponieważ przed wojną Stepnica była producentem siana dla tamtej strony. Ale nawet jeśli Niemcy sobie o tym przypomną i pomysł wypali - minie co najmniej rok. A trawa rośnie...