Ptak_Waw_CTR_2024
TSW_XV_2025

Polskie złoto gnije w strugach deszczu

10 sierpnia 2004

Sytuacja na rynku skupu owoców i warzyw staje się coraz bardziej dramatyczna. Rozszerzają się protesty rolników, domagających się podniesienia cen na owoce miękkie, zwłaszcza porzeczki i maliny. Przetwórcy odmawiają, gdyż chłodnie i magazyny są pełne, ceny w eksporcie zbijają Chińczycy, a przez to nasz eksport praktycznie zamarł. Strony wzajemnie obwiniają się o zaistniałą sytuację, a niezbierane porzeczki i wiśnie – złoto polskich sadów – gniją w strugach deszczu.

Ten rok jest feralny pod każdym względem. Wiosenna pogoda sprzyjała rozwojowi szkodników krzewów owocowych, w okresie kwitnienia w wielu miejscach kraju pojawiły się przymrozki, a kiedy owoce zaczęły dojrzewać, dzień w dzień z nieba siąpił deszcz.

Rolnicy, mimo tych przeciwności, liczyli na dobrą koniunkturę. Zwłaszcza że znaleźliśmy się w Unii Europejskiej i fakt ten miał pomóc w podboju Europy przez nasze owoce miękkie. Jednak na europejskie rynki zamiast polskich wjechały miliony ton tanich owoców z dalekich chińskich plantacji. Zalały tamte rynki tańszymi – nawet kilkakrotnie – odmianami owoców, których sadzonki pochodziły… z Polski. Dlatego Chińczycy mogli zaoferować tak lubianą na Zachodzie polską odmianę truskawek Senga Sengana.

Przetwórcy nie mogli sprzedać zapasów owoców ze zbiorów roku 2003, a jeżeli już udało im się znaleźć nabywcę, to dyktował on warunek przechowania zakupionego towaru nawet do 2006 roku. W chłodniach i magazynach zabrakło więc miejsca na bieżący skup.

W końcu oferowane ceny skupu były na tak niskim poziomie, że części producentów nie opłacało się w ogóle zrywać porzeczek i malin. Za zebranie dwukilogramowego koszyka porzeczek musieliby zbieraczom zapłacić 70–80 groszy, podczas, gdy skup oferował im 20–30 groszy za kilogram świeżych owoców. Efekt – dziesiątki hektarów plantacji porzeczki czarnej zarasta chwastami, a owoce spadają i gniją w strugach deszczu. Podobnie z plantacjami wiśni i w mniejszym zakresie także malin. Straty z tytułu niezebranych zbiorów szacowane są w milionach złotych.

Trudno znaleźć jednego winnego całej sytuacji. Skandal ten musiał wybuchnąć, tylko nikt nie spodziewał się, że to nastąpi akurat teraz. Od kilku lat producentów owoców namawiano na rozszerzanie upraw porzeczki czarnej. – To nasze czarne złoto podbije Europę – twierdzili specjaliści i nie bez racji. Jeszcze trzy lata temu do Europy Zachodniej można było sprzedać każdą ilość porzeczki czarnej. Wyselekcjonowane odmiany odporne na mróz dawały nadzieje rolnikom, że inwestycje włożone w kwalifikowany materiał szkółkarski oraz właściwą uprawę szybko się zwrócą. Jeszcze ubiegły rok dawał powody do optymizmu. Urodzaj może nie był największy, ale oferowane ceny za kilogram owoców – 1–1,5 zł były satysfakcjonujące.

W tym roku ceny skupu porzeczek nie przekraczały 50 groszy, a to był pułap znacznie poniżej progu opłacalności. W rejonie Grójca i Góry Kalwarii oraz na północ od Olsztyna, czyli w rejonach największych upraw porzeczki rolnicy przestali ją zrywać. Dopłacać do zbiorów już nie mają z czego, bo kredyty wykorzystali na zakup sadzonek i sprzętu. Nowy kombajn do zbioru porzeczki za ponad 100 000 złotych u pana Jabłońskiego z Zaklikowa stoi bezużytecznie. – Niedługo przyjdzie po niego komornik. Pracował przez tydzień, na licytacji można go wziąć za nowy – ze łzami w oczach opowiada rolnik. Kredyt na kombajn porzeczkowy to nie jedyna jego inwestycja. Za prawie 50 000 złotych kupił odporne na mróz sadzonki krzewów. W ubiegłym roku na owocach zarobił 25 000 złotych, w tym roku nie zarobi nic, a jeśli i na wiśnie będą tak niskie ceny jak na porzeczkę, grozi mu bankructwo. W podobnej sytuacji znalazło się bardzo wielu rolników. Protesty przed zakładami przetwórczymi są desperackim aktem poszukiwania ratunku. Wiedzą – tak jak producenci owoców ze Świętokrzyskiego – że winnych sytuacji należy szukać także gdzie indziej, ale czują, że ich głos u odbiorców w zachodniej Europie będzie zupełnie niesłyszalny.

Przetwórcy rzeczywiście skupili dużo owoców w roku ubiegłym i części z nich do tej pory nie sprzedali. Licząc na nadal dobrą koniunkturę zamierzali wyprzedać zapasy przed rozpoczęciem tegorocznego sezonu skupu. Jednak dalekowschodni dostawcy tanich owoców pokrzyżowali im szyki. Poza tym warunki cenowe dyktują duże zakłady przetwórcze, kapitałowo powiązane z zachodnimi koncernami spożywczymi. Na sercu nie leży im dobro polskiego rolnika, ale maksymalizacja zysku. Chcą kupować jak najtaniej, dlatego więc dyktują, choć nie bezpośrednio, ceny sprzedaży polskich owoców. Mniejsi przetwórcy w pojedynkę nie mają szans, a próby utworzenia grup polskich przetwórców owoców i występowanie wspólnie przed kontrahentami nie przyniosły dotąd żadnego rezultatu. Czasami dochodzi do paradoksu, że polskie zakłady znajdujące się w rękach kapitału obcego eliminują z rynku mniejsze polskie przetwórnie i chłodnie, by później w tych samych zakładach kupować już za znacznie niższe ceny mrożone polskie owoce. W efekcie takich działań na polskim rynku dominują duże zakłady przetwórcze i to one dyktują ceny i warunki dostaw.

Ceny porzeczki czarnej i malin są dla producentów nie do przyjęcia. Punktom skupu oferującym rozsądne ceny z dnia na dzień wypowiedziano umowy odbioru owoców i w ten sposób duże zakłady przetwórcze i spekulanci pozbyli się niewygodnych placówek. Zdarzały się nawet takie sytuacje, że nie realizowano umów podpisanych jeszcze w roku ubiegłym, a skupione owoce się zmarnowały. Punkty skupu oraz małe zakłady przetwórcze utraciły płynność finansową, a banki po kolei odmawiały kredytowania nowych zakupów.

Polski rolnik zmuszony został do sprzedaży owoców po kosztach lub poniżej kosztów produkcji, a polskie chłodnie sprzedawały owoce po znacznie niższych cenach, by choć w części opróżnić magazyny na tegoroczny skup. Błędne koło niezadowolenia i poczucia krzywdy zamknęło się.

Rozwiązaniem, jedynie doraźnym, wydaje się pomoc finansowa udzielona podmiotom skupującym owoce. Banki niechętnie patrzą na kredytowanie sektora produkcji i przetwórstwa owoców miękkich, traktując ten rynek jako niepewny. Wielu mniejszym zakładom brakuje środków na skup, chociaż mają jeszcze miejsca w chłodniach i magazynach. Poza tym integracja środowiskowa przetwórców i producentów owoców może, choć nie od razu, polepszyć polską pozycję przetargową w negocjacjach handlowych z partnerami z Unii Europejskiej. Także przy poszukiwaniu nowych rynków zbytu, zwłaszcza na wschodzie, wspólne występowanie silnej grupy przetwórców i producentów zwielokrotnia szanse znalezienia nowych, skutecznych odbiorców. Bo polskie owoce naprawdę warte są tytułu nie tylko złota polskich sadów, ale tytułu złota stołów Europy.


POWIĄZANE

Analitycy Conab spodziewają się, że całkowite zbiory plonów w Brazylii w sezonie...

Post szacuje, że produkcja jabłek, gruszek i winogron stołowych w Chinach wzrośn...

Trwają żniwa kukurydziane. W regionach, w których rozpoczęły się najwcześniej, r...


Komentarze

Bądź na bieżąco

Zapisz się do newslettera

Każdego dnia najnowsze artykuły, ostatnie ogłoszenia, najświeższe komentarze, ostatnie posty z forum

Najpopularniejsze tematy

gospodarkapracaprzetargi
Nowy PPR (stopka)
Jestesmy w spolecznosciach:
Zgłoś uwagę