Wprowadzenie stanu klęski żywiołowej z powodu panującej suszy nie poprawi sytuacji rolników – oświadczył w Sejmie minister rolnictwa Wojciech Olejniczak.
Sejm wysłuchał informacji na temat działań podejmowanych przez rząd w związku
z klęską suszy. Wnioskowali o to posłowie Polskiego Stronnictwa
Ludowego.
Poseł Józef Gruszka pytał dlaczego rząd nie chce
ogłosić klęski suszy. – Czy to jest tylko brak woli czy też brak
rozeznania?. Chciał także wiedzieć, jakie działania podejmie rząd, by pomóc
gospodarstwom dotkniętym przez suszę. Dodał, że kredyty nie są żadnym
rozwiązaniem. Część gospodarstw ma już dwa kredyty na zakup środków do
produkcji rolnej, a część utraciła zdolność kredytową –
dodał.
Minister Olejniczak odpowiedział, że podstawową formą
pomocy są kredyty preferencyjne, tak zwane klęskowe. Wyjaśnił, że przeznaczone
są one na wznowienie produkcji rolnej w gospodarstwach dotkniętych suszą.
Warunkiem jest dokonanie oszacowania strat przez specjalną komisję powołaną
przez wojewodę w ciągu 45 dni od czasu klęski.
Minister
zaznaczył, że poszkodowani będą mogli się ubiegać o wydłużenie do 24 miesięcy
dopłat do oprocentowania kredytów klęskowych oraz o wydłużenie o rok terminu
spłaty kredytów zaciągniętych w latach
poprzednich.
Olejniczak dodał też, że po zbilansowaniu strat
przedstawionych przez wojewodów, rząd zdecyduje o zwiększeniu pomocy socjalnej
dla poszkodowanych gospodarstw, poprzez skierowane do nich niewykorzystanych
pieniędzy z rezerwy celowej. Minister powiedział także, że rolnicy dotknięci
klęską suszy mogą ubiegać się o całkowite lub częściowe zwolnienie z podatku
rolnego.
Poseł Platformy Obywatelskiej Aleksander Grad
zwrócił uwagę, że klęska suszy dotyka nie tylko rolników, ale również
konsumentów. Można się spodziewać wzrostu cen zboża i rzepaku, a to może się
przełożyć na wyższe ceny mąki, chleba i oleju – mówił poseł. Pytał,
jakie działania zamierza w tej sprawie podjąć rząd.
Minister
Olejniczak zapewnił, że wzrostu cen wywołanych klęską suszy nie będzie, bo nie
ma ku temu powodów. Wprawdzie plony rzeczywiście są niższe niż rok temu, ale nie
są zatrważające.