Słowo "knieć błotna" brzmi jak hasło do krzyżówki, ale jeśli powiemy "kaczyniec", to sprawa będzie raczej jasna. Kaczyniec to roślina nieodłącznie związana z podmokłymi łąkami, brzegami potoków, czy źródłami.
Roślina dosłownie tapla się w błocie jak kaczka, więc pewnie stąd nazwa skojarzona z kaczką, a stąd prosta droga do kaczyńca. Ciemnozielone, nerkowate liście w pełnym słońcu błyszczą jak nawoskowana podłoga. Najbardziej atrakcyjne i widoczne z oddali są kwiaty: duże, żółtozłote, błyszczące, nie zamykają się podczas wiosennych deszczów, tak, że pyłek może być przenoszony przez wodę. Za to w pogodne dni każdy kwiat jest starannie penetrowany przez tabuny pszczół i trzmieli. Spacerowicze i turyści też nie potrafią oprzeć się urokowi błotnej knieci i zrywają całe wiązanki kwiatów. Radość krótka, bo przesycony wodą kaczyniec szybko więdnie, a urokliwie wygląda tylko w naturalnym środowisku.
Kiedyś kaczyniec był nie tylko ozdobą: w XVI i XVII wieku obowiązywała medyczna teoria, że choroby zwalcza się roślinami których wygląd przypomina schorowany narząd, lub kojarzy się w jakiś sposób z dolegliwością. Żółte kaczyńce namiętnie stosowano jako środek przeciw... żółtaczce. Do niedawna barwnik z kwiatów dodawano do masła, żeby nadać mu charakterystyczny "wiejski" kolorek, zaś młode, nierozwinięte kwiatowe pąki marynowane w occie i soli dodawano jako namiastkę kaparów od potraw z jaj. Nie sprawdzałem, jak to smakuje, bo się boję. Świeża roślina jest lekko trująca...