Minister rolnictwa chciałby znieść cła na import zbóż spoza Unii, dowiedziała się "Gazeta". Prawdopodobnie odbędzie się to poprzez wprowadzenie ilościowych bezcłowych kontyngentów. To jedyna szansa by wkrótce nie doszło do drastycznych podwyżek cen żywności.
Na początku października "Gazeta" ostrzegała, że jeśli rząd nie spróbuje wpłynąć na rynek zbóż, to w listopadzie grozi nam lawinowy wzrost cen. Już wówczas na targowiskach ceny były o ok. 25 proc. wyższe niż przed rokiem o tej samej porze. Rząd nie zareagował i dziś pszenicę rolnicy sprzedają o 50 proc. drożej niż przed rokiem. Ceny zbóż wywołały wzrost cen mąki - drożeje ona po 2-3 grosze tygodniowo i dziś jest o ok. 20 proc. droższa niż przed dwoma miesiącami.
Co więcej młynarze uprzedzają, że to dopiero początek podwyżek. Ponieważ mąka drożeje zawsze z pewnym opóźnieniem w stosunku do zbóż, to obecna jej cena odpowiada cenie zbóż z października, a nie listopada. Ale na bezcłowy import z Unii w ramach kontyngentu jaki mamy (540 tys ton pszenicy) nie można liczyć. Unia ma najniższe zbiory od kilkudziesięciu lat (według niektórych danych - od 60 lat).
Europejska Federacja Producentów Zbóż zwróciła się już do Franza Fischlera, komisarza ds. rolnictwa o kontrolę eksportu zboża z Unii, by z niej nic niepotrzebnie nie wyciekało. Kraje CEFTY, nasz naturalny sojusznik zbożowy też nas nie poratują. Węgry, Czechy i Rosja miały żniwa równie słabe jak my, a Ukraina zwana spichlerzem Europy wyjątkowo tragiczne i zamiast eksportować będzie musiała je importować.
Sytuację może więc tylko uratować import spoza Unii, ale tylko pod warunkiem że rząd zniesie obowiązujące 25 proc. cło.