Ptak_Waw_CTR_2024
TSW_XV_2025

Cukier smakuje gorzko

4 czerwca 2004

- Nikogo już nie ma – mówi Anna Pacholczyk – członkini związku plantatorów buraków cukrowych, sekretarz gminy Gniezno – Wywożą z zakładu maszyny, demontują wszystko po kolei. Tu już na pewno nikt nie będzie produkował cukru.

 

Gnieźnieńska cukrownia, podobnie jak trzy inne z piętnastu w Polsce, w których większościowe udziały ma niemiecki koncern Pfiefer und Langen już nie produkuje cukru. Możliwe, że niebawem produkcja stanie w kolejnej. Wiele wskazuje na to, że likwidacje poszczególnych zakładów zbiegną się z końcem obowiązywania pakietu socjalnego, przyjętego przez Niemców w trakcie prywatyzacji. W niektórych przypadkach może to nastąpić wcześniej.

 

Jeszcze udział, jeszcze osoba  

- Nie przewidujemy wznowienia produkcji w Gnieźnie. Nie ma jej od dwóch kampanii – mówi Janusz Pierun – przedstawiciel Pfieper und Langen  w Poznaniu – Przygotowujemy koncepcję przekształceń. Będzie gotowa za kilka tygodni. Na razie w Gnieźnie wykorzystujemy pakownię, zatrudniającą 40 osób i nie przewidujemy jej likwidacji.

Czy „na razie” oznacza kilka tygodni do czasu opracowania koncepcji przekształceń obejmujących wszystkie cukrownie P und L czy dłuższy okres – trudno rozstrzygnąć.

 

W podobnej sytuacji jak gnieźnieńska są cukrownie w Kościanie, Witaszycach i Głogowie. Ważą się losy zakładu w Zdunach. Nie wiadomo czy miniona kampania nie była tam ostatnią.

 

- Nie potrafię odpowiedzieć – mówi Józef Otworowski – dyrektor cukrowni w Zdunach – O losie zakładu zdecyduje większościowy udziałowiec - Pfiefer und Langen.

 

A ten pozycję ma coraz silniejszą. Zwiększa liczbę swoich udziałów odkupując je od pracowników.  Barbary Kupidury  z Wielkopolskiej Izby Rolniczej to nie dziwi. W Gnieźnie P und L powiększył swoje udziały o akcje z tzw. pakietów plantatorskich – zanim jeszcze można je było sprzedać – Spółka skupowała akcje od rolników za pośrednictwem wynajętej firmy – twierdzi Kupidura – Kupowali cały pakiet za 100 – 150 zł, choć jego nominalna wartość wynosiła 400. Nie wiadomo skąd wiedzieli kto we wsi ma buraki, ale trafiali do tych gospodarstw bezbłędnie – jak według listy. Kiedy dzwoniliśmy na policję – zbywano nas.

 

Choć rolnicy płacili później podatek od wzbogacenia według nominalnej wartości udziałów – 400 zł, dla niektórych 150 zł za pakiet w żywej gotówce natychmiast było propozycją nie do pogardzenia. Podobnie jak odprawy dla pracowników. Zgodnie z umową prywatyzacyjną do końca września bieżącego roku Pfieper und Langen miał utrzymać zatrudnienie. Jednak z 400 osób zatrudnionych w chwili prywatyzacji zostało 40. Najwięcej odeszło na przełomie lat 2001/2002.

 

- Niektórym to było na rękę – mówi Anna Pacholczyk – Zwłaszcza, że na początku Pfieper und Langen oferował odchodzącym ogromne odprawy. Kiedy proponowano im pracę w Środzie czy Gocławicach wybierali odejście. Ale czy to było do końca dobrowolne? – zastanawia się. Obie miejscowości są oddalone od Gniezna o kilkadziesiąt kilometrów. Dojazd do nich komunikacją publiczną wymaga kilku przesiadek. W praktyce na co dzień jest niemal niemożliwy. Z byłych pracowników cukrowni dziś ma zatrudnienie w Gnieźnie lub oddalonym od niego o 50 kilometrów Poznaniu ma nie więcej niż połowa.

Co się komu opłaca

- Mówią nam, że z sześciu cukrowni z grupy konińsko-kaliskiej produkować będą tylko Gosławice – twierdzi Barbara Kupidura z WIR – Pozostałe już są nieczynne lub właśnie zamykane. Wygląda na to, że kupili je tylko po to, by je zamknąć. 

 

- Podstawowym parametrem efektywności ekonomicznej cukrowni jest długość kampanii – twierdzi Pierun z Pfieper und Langen – Minimum to 100 – 120 dni. Na Zachodzie cukrownie produkują od 140-150 do 200 ton cukru na dobę. Gniezno produkowało 25 ton. Restrukturyzacja jest konieczna, żeby utrzymać się na rynku. Byłoby inaczej, gdybyśmy kupili tylko zakłady duże i w dobrej sytuacji. Ale Ministerstwo proponowało transakcje wiązane – stąd taka sytuacja.

Faktem jest, że m.in. dla poważnie zadłużonej gnieźnieńskiej cukrowni, w okresie, gdy cena cukru była znacznie niższa od faktycznych kosztów produkcji, prywatyzacja była ostatnią deską ratunku. Pracownicy cukrowni w Gnieźnie, by przyspieszyć podpisanie odpowiednich umów proklamowali nawet strajk. – Pan Pierun przekonywał, że zanim restrukturyzacja się dokona, a ludzie stracą pracę minie jakieś 10 lat – mówi Mirosław Chmielarczyk  - przewodniczący związków zawodowych w cukrowni w Zdunach – Poszło szybciej niż sądziliśmy. Choć z ekonomicznego punktu widzenia to jest uzasadnione. Poprzednia kampania trwała 11 dni. Nasz zakład udawał, że pracuje, inwestor udawał, że wywiązuje się z zapisu umowy. Podobnie było w Zbiersku.

Sprzedali i zapomnieli

Pracownicy cukrowni w Zdunach mieli gwarancje zachowania produkcji do 2006 roku. Ten termin jednak przestał być dla inwestora wiążący – Tak było dokąd każda z cukrowni była osobną spółką. Od konsolidacji z Gnieznem, która nastąpiła 27 kwietnia przestał obowiązywać.  – mówi Chmielarczyk

 

- Bardzo poważnie traktujemy pracowników, proponujemy program dobrowolnych odejść, choć nie musielibyśmy – twierdzi Pierun.

 

 Rzecz w tym, że program dobrowolnych odejść dobrowolnie wprowadzony koncern Pfiefer und Langen oferuje mniej, niż dawałby pakiet socjalny. Ten mógł zostać zachowany tylko w jeden sposób – na skutek protestu Skarbu Państwa – także udziałowca cukrowni – przeciwko jej likwidacji. Nic takiego nie nastąpiło. – Rząd zapomniał o nas, gdy otrzymał pieniądze za udziały -  twierdzi Chmielarczyk.

 

Zarówno Chmielarczyk, jak i Janusz Tokarczyk – były przewodniczący związków zawodowych w kościańskiej cukrowni, wciąż w niej zatrudniony, rozumieją, że ekonomia ma swoje prawa. – Było wiadomo, że w Polsce jest za dużo cukrowni i część z nich trzeba będzie zamknąć, bo wszystkie się na rynku nie zmieszczą. Wynegocjowaliśmy co się dało – 12-miesięczne odprawy. Ale pozostał żal. Wiele osób pracowało tu po 30 lat.   

 

- Szkoda, że państwo biorąc pieniądze za prywatyzację umywa ręce jeśli chodzi o problemy społeczne. – wzdycha Chmielarczyk.

 

Obecnie zasadniczym kapitałem cukrowni bez produkcji są nieruchomości oraz kwoty cukrowe.

 

Winny czy głupi?

Kwoty cukrowe są przypisane do cukrowni, a nie podobnie jak np. mleczne do producentów surowca czyli rolników. Choć i takie propozycje były – lobby rolnicze przegrało w Sejmie z cukrowniczym. Posłowie przegłosowali także możliwość przenoszenia kwot pomiędzy poszczególnymi zakładami. - Pfieper und Langen skupuje zakłady nie mające przed sobą przyszłości, by przenosić ich limity do innych. Potem już można je zamknąć. Byłoby inaczej, gdyby ustawodawca tego zabronił. Ale cóż... – mówi Tokarczyk.

 

Chmielarczyk przewiduje, że Pfieper und Langen będzie chciał wytworzyć cały limit cukru grupy konińsko-kaliskiej w cukrowni Gocławicach. Kiedy się to nie uda – zapewne przeniesie część produkcji do innych swoich zakładów. Jak zapewnia Pierun – także na terenie Wielkopolski.  Dla pracowników upadających cukrowni to marna pociecha – dla plantatorów owszem. – Na razie wszyscy zasiali buraki jak zwykle – mówi Pacholczyk – Będą musieli wozić je dalej. Pewnie będą i tacy, którym to się nie opłaci, ale dla części to zawsze jakieś rozwiązanie. Gorzej, że w Gnieźnie cały czas bezrobocie wynosi 23 proc., a gmina nie ma żadnego wpływu na to co się dzieje.

Zdaniem Marka Śniadeckiego – byłego pracownika cukrowni w Gnieźnie byłoby zupełnie inaczej, gdyby kwoty, podobnie jak w większości krajów Unii Europejskiej były przypisane do plantatorów, nie do zakładów. – Wtedy społeczność lokalna miałaby wpływ na sposób restrukturyzacji cukrowni. Teraz nic od plantatorów nie zależy.

Niesłodko w cukrowniach

Problemy jakie nękają cukrownie koncernu Pfieper und Langen nie są wyjątkowe. Od lat spada systematycznie spożycie cukru. Znacznie mniej zużywa go przemysł przetwórczy –  z rynku zniknęły niemal całkiem np. kompoty, inne wyroby są produkowane z niższą zawartością cukru, swoją rolę odgrywa też odbywająca się w coraz większej części poza Polską produkcja słodyczy. Taniego cukru na świecie jest pod dostatkiem. Coraz ostrzejsza konkurencja wymusza postęp technologiczny. To oznacza likwidację kolejnych zakładów. – Zmieniły się i technologie, i burak – mówi Chmielarczyk – 10 lat temu, by wyprodukować 20 tys. ton cukru musieliśmy pracować kwartał. 3 lata temu 30 tys. ton robiliśmy w dwa miesiące. Struktura przemysłu jest przestarzała, a obniżanie kosztów – logiczne.

 

Problemy nie omijają też spółki Polski Cukier. Cukrownia w Żninie znajduje się na granicy upadku, powtarzają się protesty załogi. – Jeśli państwo nie dokapitalizuje cukrowni też będą zamykać- przewiduje Marek Śniadecki.

To jednak może okazać się lekarstwem tylko na krótko. Moce przerobowe, zmodernizowanych dużym kosztem zakładów będą i tak znacznie przekraczały przysługujące Polsce limity. Ktoś będzie więc musiał wypaść z rynku.  Rzecz w tym, by znaleźć spójną koncepcję na restrukturyzację branży, która pozwoliłaby znaleźć nowe miejsce na rynku i zwalnianym pracownikom cukrowni, i związanym. z nimi plantatorom. Na to jednak wciąż brakuje dobrego pomysłu.


POWIĄZANE

Analitycy Conab spodziewają się, że całkowite zbiory plonów w Brazylii w sezonie...

Post szacuje, że produkcja jabłek, gruszek i winogron stołowych w Chinach wzrośn...

Trwają żniwa kukurydziane. W regionach, w których rozpoczęły się najwcześniej, r...


Komentarze

Bądź na bieżąco

Zapisz się do newslettera

Każdego dnia najnowsze artykuły, ostatnie ogłoszenia, najświeższe komentarze, ostatnie posty z forum

Najpopularniejsze tematy

gospodarkapracaprzetargi
Nowy PPR (stopka)
Jestesmy w spolecznosciach:
Zgłoś uwagę