Producenci oleju i pasz domagają się od Komisji Europejskiej złagodzenia zasad importu genetycznie zmodyfikowanej soi. Unijna polityka pod hasłem zera tolerancji dla zanieczyszczeń nie autoryzowanymi roślinami GMO doprowadza do absurdalnych sytuacji.
Unia Europejska sprowadza co roku miliony ton genetycznie zmodyfikowanej soi. Ten wysokobiałkowy surowiec jest niezbędny między innymi do produkcji pasz zużywanych do skarmiania głównie drobiu, ale także świń i bydła.
Ale w ubiegłym roku doszło do kilku spektakularnych przypadków zatrzymania dużych transportów soi w unijnych portach. Powód? W soi kontrolerzy znajdowali inne transgeniczne rośliny, które nie mają prawa wjazdu na terytorium Wspólnoty. Importerzy tych surowców tłumaczyli, że znajdowały się one tam przypadkiem i to w bardzo niewielkich ilościach.
Lech Kempczyński – Polskie Stowarzyszenie Producentów Oleju: jest to praktycznie niemożliwe wyczyszczenie statku o ładowności 10 czy 20 tysięcy ton w sposób laboratoryjny. A to są statki, które wożą różne towary.
Ostatecznie transporty wpuszczono, ale problem jest wciąż nie rozwiązany.
Natalie Lecocq - Federacji Europejskich Producentów Oleju FEDIOL: w zeszłym roku to był rzeczywiście duży problem, który został szczęśliwie rozwiązany. Nieautoryzowane zanieczyszczenia GMO zostały po prostu przez Bruksele szybko autoryzowane. Ale nie oznacza to oczywiście, że problem zniknął.
Importerzy transgenicznej soi domagają się od Komisji Europejskiej zaprzestania stosowania tej surowej polityki oraz wyznaczenia progu tolerancji dla niezamierzonej obecności ziaren GMO nieautoryzowanych do obrotu w Unii Europejskiej.