Jeśli zdrożeje mięso, będzie jasne, dlaczego. Przez idiotyczny przepis i upartego ministra.
W ciągu ostatniego tygodnia z 1100 zł do 1500 zł za tonę zdrożała śruta sojowa. Słonecznikowa - z 440 do 550 zł. Prędzej czy później zdrożeją wieprzowina i drób, bo śruta to podstawa pasz. W kraju śruty brakuje, gdyż minister środowiska uznał ją za odpad produkcyjny i wpisał na czarną listę odpadów, blokując w ten sposób odprawy celne. W efekcie:
-do importu potrzebne są odpowiednie zezwolenia i dokumenty z Inspekcji
Ochrony Środowiska;
-śruta może wjeżdżać do Polski tylko przez wydzielone
urzędy celne przystosowane do odprawiania odpadów. Nie jest do tego
przystosowane np. przejście w Dorohusku, przez które głównie wjeżdża śruta
słonecznikowa z Ukrainy (teraz stoi już tam ponad 100 wagonów ze
śrutą);
-śruta musi być wewnątrz kraju przewożona odpowiednimi środkami
transportu;
-importerzy każdorazowo muszą występować o zgodę na
sprowadzenie towaru.
- Te przepisy trzeba zmienić jak najszybciej,
rozmawiałem już z ministrem środowiska Czesławem Śleziakiem, mam jego obietnicę,
że każdy, kto wystąpi o zgodę na import, dostanie ją w błyskawicznym tempie.
Śruta to pasza i tak musi być traktowana. Zaliczenie jej do szkodliwych odpadów
było błędem - mówi minister rolnictwa Wojciech Olejniczak. Wcześniej
trzykrotnie uprzedzał ministra w listach, że grozi nam totalna destabilizacja
rynku pasz.
- W Unii jest tzw. zielona lista odpadów, które można
wykorzystywać jako pasze, obowiązują tu inne zasady niż przy odpadach z tzw.
czarnej listy. My też taką listę tworzymy, teraz jest ona uzgadniana, myślę, że
w ciągu miesiąca powstanie i problem się rozwiąże - mówi Sławomir Gola,
rzecznik Ministerstwa Środowiska. Nie wyjaśnia, dlaczego zielona lista nie
powstała wcześniej. - Całe obecne zamieszanie wynika z tego, że importerzy
nie wystąpili w odpowiednim czasie o zgodę na import - przekonuje.
-
Nie wystąpiliśmy o licencję na import odpadów, bo nie mieściło nam się w
głowach, że ten przepis faktycznie wejdzie w życie - mówi jeden z większych
importerów śruty. Śruta powstaje w wyniku ekstrakcji, czyli tłoczenia ziarna soi
lub słonecznika. Przy tłoczeniu soi powstaje 18 proc. oleju, reszta to śruta. I
chociaż jest o połowę tańsza od oleju (300 dolarów za tonę), to w sumie przy
przerobie ziarna soi jest głównym źródłem dochodu dla producenta. - Jak więc
może to być odpad produkcyjny? - dziwi się nasz rozmówca.
Min.
Śleziak tłumaczy, że działa tylko zgodnie z przepisami unijnymi, a tam śruta to
odpad poekstrakcyjny. Nie może więc jej skreślić z listy odpadów. - Takiej
interpretacji przepisów o odpadach nie stosuje żaden kraj Unii i nigdzie nie
jest wymagana zgoda władz ochrony środowiska na import śruty - zapewnia
Bogdan Judziński, prezes Izby Zbożowo-Paszowej, który zwrócił się do premiera z
prośbą o interwencję, "skoro dwóch ministrów w tym samym rządzie, z tej samej
partii, nie potrafi się dogadać, to być może potrzebują dodatkowej zachęty ze
strony premiera".
Dodajmy, że nowe przepisy wprowadzono już w 2002 roku,
gdy ministrem środowiska był Sławomir Żelichowski (PSL). Mimo to śruta do Polski
napływała, bo urzędy celne odprawiały ją po staremu. Ale przed tygodniem dostały
nowy program komputerowy, w którym śruta jest na czarnej liście odpadów.
Programu nie da się obejść.
Kłopoty z importem przyszły w fatalnym
momencie. Śruta sojowa (u nas się soi nie uprawia) to podstawowe źródło białka
przy tuczu trzody i drobiu. Rocznie sprowadzamy jej 1,5 mln ton, a
słonecznikowej 300 tys. ton. Teraz popyt jeszcze wzrośnie, bo od 1 listopada
obowiązuje u nas zakaz karmienia zwierząt mączkami mięsno-kostnymi. A właśnie
soja jest głównym zamiennikiem mączek. Specjaliści oceniają, że oznacza to
wzrost importu o 15-20 proc.